nietak!t – kwartalnik teatralny

Teatr na migi

Wojna w niebie, reż. Dominika Feiglewicz


Wojna w niebie – monolog anioła to tekst Josepha Chaikina i Sama Sheparda. Pierwszy z nich to aktor, reżyser, dramaturg, członek zespołu The Living Theatre, twórca Open Theatre, znawca twórczości Samuela Becketta. W 1984 roku doznał udaru, w jego wyniku pojawiła się afazja. Tekst, nad którym pracę rozpoczął jeszcze przed udarem, pomógł mu dokończyć Shepard (lub – jak podaje część źródeł – de facto napisał go dla przyjaciela), dramaturg o bardziej ugruntowanej pozycji. Wojna… jest opowieścią o losie człowieka zmagającego się z afazją, pozbawionego narzędzia pozwalającego na komunikację, ale też historią utraty. Bohaterem jest upadły anioł, który „umarł w dniu, w którym się narodził”, strącony z niebios na ziemię, w sam środek świata, w którym musi się mierzyć z niezrozumieniem i odrzuceniem – tak jak rekonwalescent po udarze, który musi stopniowo odzyskiwać narzędzia pozwalające mu na komunikację ze światem.


Sam Chaikin występował z Wojną w niebie zaaranżowaną na kształt minimalistycznego monodramu, formy bliskiej słuchowisku – wypowiadał tekst, siedząc za biurkiem, na którym stały lampa i szklanka z wodą. W tym spektaklu, tworzonym przy pominięciu arsenału środków, jakimi dysponuje współczesny teatr – scenografii, kostiumów, warstwy muzycznej, projekcji wideo czy gry świateł – napięcie budowała charakterystyczna dla osób zmagających się z afazją artykulacja, z momentami zawieszenia, z towarzyszącym wypowiadaniu widocznym wysiłkiem wyrzucenia z siebie słów, które utknęły gdzieś między świadomością a aparatem mowy, i z następującym zaraz potem ich trudnym do powstrzymania potokiem.


Wojna… to tekst poetycki, który fragmentaryczną narracją, zbudowaną ze strzępów zdań oddaje sytuację człowieka dotkniętego afazją, kiedy z całej bogatej, nietkniętej chorobą świadomości na zewnątrz wydostają się jedynie urywki. Dramat Chaikina i Sheparda zamieścił w 1988 roku miesięcznik „Dialog”, a w 2010 zainteresował się nim Krzysztof Globisz, wybitny aktor, któremu proces rekonwalescencji po udarze i afazja nie przeszkodziły ani w kontynuacji scenicznej kariery (oglądaliśmy go m.in. w poruszającym Wieloryb The Globe Evy Rysovej, w Podopiecznych Pawła Miśkiewicza czy w finałowym koncercie Przeglądu Piosenki Aktorskiej Co to za dom! wyreżyserowanym przez Ewę Kaim w 2018 roku), ani w pracy wykładowcy krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych. Zainscenizował on Wojnę… we współpracy z muzycznym duetem SzaZa, tworzonym przez Pawła Szamburskiego i Patryka Zakrockiego, i swoją byłą studentką Basią Garstką. Do tekstu wracał jeszcze kilkakrotnie – pracował nad nim ze studentami wydziału aktorskiego krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych. Wśród nich była Dominika Feiglewicz, dla której wspólna z Globiszem praca nad Wojną w niebie była istotnym doświadczeniem.


Tekst okazał się na tyle inspirujący, a metafora w nim zawarta na tyle pojemna, że pozwoliła Feiglewicz na stworzenie własnego spektaklu, którego wymiar nie ogranicza się tylko do opowieści o afazji, ale szerzej do kłopotów z komunikacją. Do współpracy reżyserka zaprosiła głuchych i niedosłyszących aktorów.


Źródła inspiracji – poza samym tekstem Chaikina – były dwa. Z jednej strony własny problem w komunikacji ze światem zewnętrznym. Feiglewicz przyznaje, że wielokrotnie mierzyła się z sytuacją, w której trudno było jej klarownie wyrazić własne myśli. Ta bariera między stanem świadomości a słowną ekspresją – znikała na scenie, kiedy to, co chciała przekazać, przekładało się na konkretne działania. Tu kluczowe okazało się spotkanie z Globiszem, który podczas prowadzonych na AST zajęć uwrażliwiał studentów nie tylko na samo słowo, ale na ukryte, zawieszone między słowami sensy.


Drugim źródłem była społeczność głuchych i niedosłyszących. Reżyserka zetknęła się z nią przypadkowo, podczas coniedzielnej akcji Zupa na Plantach, której jest wolontariuszką. Sensem działania jest pomoc osobom bezdomnym. Którejś niedzieli na Plantach pojawiło się kilka niesłyszących osób z własnoręcznie upieczonym ciastem dla potrzebujących. To pod wpływem tego spotkania Feiglewicz zaczęła eksplorować środowisko głuchych i niedosłyszących –w efekcie trafiła do krakowskiej szkoły przy ul. Grochowej, gdzie spotkała Dominikę Kozłowską, Patrycję Nosowicz, Rafała Bołdysa i Krystiana Maligłówkę, którzy wystąpili w spektaklu. Każde z nich miało już w momencie rozpoczęcia pracy nad Wojną… teatralne doświadczenia na koncie – Kozłowska współpracowała z poznańską grupą Odlot, Nosowicz dostała nagrodę dla najlepszej aktorki VIII Ogólnopolskiego Przeglądu Teatrów Dzieci i Młodzieży z Wadą Słuchu, a wraz z dwójką pozostałych artystów zagrała w spektaklu Paralipomena – dokąd zaprowadzi nas Mały Książę?, zrealizowanym w Nowohuckim Centrum Kultury.


Wojna… jest oszczędna w formie – szare tło, z zastawką, na której aktorzy-aniołowie rysują kredą skrzydła, żeby je potem unieważnić, zmazać, co staje się czytelnym gestem zaznaczającym upadek z niebios; proste kostiumy, uszyte z bawełnianej dresówki w odcieniach szarości – to wszystko zarysowuje przestrzeń pustki, w której znaleźli się bohaterowie tej opowieści. A jednocześnie nie daje niemal żadnych bodźców usprawiedliwiających odwrócenie uwagi widza od aktorów mówiących do nas w języku, który dla większości z nas jest nowy i nieznany.


Poetycki język tekstu Chaikina i Sheparda, anielska metafora w nim zawarta – to wszystko może sugerować poziom wysokiego C, w jakim mogłaby być prowadzona ta narracja. Tak jednak nie jest. Nie ma w tym przedstawieniu cienia patosu. Owszem, Wojna w niebie swoją prostotą odwołuje się do podstawowych emocji, wywołuje w widzach wzruszenie. Tak się dzieje, kiedy bohaterowie opowiadają o swoich marzeniach. Pojawia się też śmiech, bo w wielu momentach spektakl Feiglewicz jest bardzo dowcipny. Tak jest m.in. w scenie zabawy w kalambury, kiedy aktorzy, używając języka migowego, prowokują widzów do zgadywania, o których postaciach ze świata popkultury opowiadają.


Polski Język Migowy, którego używa się w przedstawieniu, nabiera tu teatralnego wymiaru. Tekst poznajemy jedynie we fragmentach, które są wyświetlane z tyłu sceny i czytane z offu przez Krzysztofa Globisza. Przez większość trwającego około 40 minut przedstawienia musimy być gotowi na większy niż zwykle wysiłek odczytywania komunikatów zapisanych w gestach aktorów i dla wielu widzów niezrozumiałych w całości. Ów wysiłek pojawia się zresztą po obu stronach –ze strony aktorów chodzi o uczynienie maksymalnie czytelnym miganego tekstu Chaikina, co sprawia, że ich miganie w niczym nie przypomina scen z życia osób niesłyszących. Gesty są bardziej płynne, tempo wolniejsze, ekspresja wyraźniejsza. Podkreślane światłem ruchy rąk i palców przypominają rodzaj pantomimy i początkowo ulegamy temu czarowi, traktując ten taniec rąk jako rodzaj czystej teatralnej formy, i dopiero z stopniowo zaczynamy podejmować próby interpretacji zawartych w nim sensów.


I to działa – PJM ze swoją wyjątkową ekspresją nabiera performatywnego charakteru, co oznacza możliwość używania go jako narzędzia zdolnego przekazywać treści, opowiadać o świecie. Odczytujemy z tych komunikatów nie tyle słowa, co emocje, które za nimi stoją. Przesłanie pozostaje niezmienne – to opowieść o brutalnym zderzeniu dwóch światów, dwóch języków, o frustracji wynikającej z bycia niezrozumianym, o gniewie, wściekłości. Ale też o tym, że możliwość komunikacji istnieje, wymaga jedynie przeniesienia w codzienność sytuacji, z którą mamy do czynienia w teatrze, kiedy pomiędzy aktorem a widzem pojawia się otwarta, pełna skupienia sytuacja, po stronie publiczności istnieje intencja odebrania komunikatu, podjęcia wysiłku rozszyfrowania ukrytych w gestach znaczeń. To też opowieść o tym, jak trudno zdobyć się na taki wysiłek dziś, w czasie, który mimo mód na no waste, minimalizm, slow life oferuje nam przede wszystkim nadmiar, także w przestrzeni komunikacyjnej, czyniąc możliwość porozumienia trudniejszą niż kiedykolwiek wcześniej. Cały arsenał nowych narzędzi, mediów społecznościowych, wirtualnych komunikatorów i podręcznych tłumaczy, dostępnych w telefonie komórkowym wcale nam w tym kłopocie nie pomaga, wręcz przeciwnie – jedynie pogłębia chaos. A kiedy to, co chcemy powiedzieć innym, zostaje zawieszone w próżni, niezrozumiane, odrzucone, pojawia się pustka, jak w jednym z krótkich fragmentów tekstu, które zostają włączone do spektaklu: „Czasem bez duszy/ Czasem bez ciała/ Nie bardzo da się żyć/ Pustka/ Pustka/ Dusza bez ciała”. Wojna… daje nadzieję, że porozumienie jest możliwe. Więcej – spektakl Feiglewicz mówi nam, że jest konieczne. Tworzy przestrzeń, w której dialog może zaistnieć – ponad podziałami, różnicami, językami i pustką, która rozlewa się wokół.


Wojna w niebie
na motywach dramatu Josepha Chaikina w przekładzie Grzegorza Godlewskiego
reżyseria: Dominika Feiglewicz
ruch sceniczny/współpraca reżyserska: Katarzyna Anna Małachowska
scenografia i kostiumy: Aleksandra Żurawska
głos: Krzysztof Globisz
muzyka: Piotr Przewoźniak
projekcje: Amadeusz Nosal
światło: Krzysztof Małachowski
tłumaczenie tekstu na Polski Język Migowy: Agnieszka Górowska-Madejczyk
obsada: Dominika Kozłowska, Patrycja Nosowicz, Rafał Bołdys, Krystian Maligłówka
premiera: 1.07.2018