Hertz Haus, Frauen in Flammen
W 2022 roku znakomite Unbody Hertz Haus otrzymało nagrodę główną w czwartej edycji konkursu „The Best Off”. W obecnie trwającej odsłonie konkursu, edycji piątej, gdański kolektyw ponownie znalazł się w finale. Frauen in Flammen to mocna, wysmakowana wizualnie opowieść o opresyjnych ustawieniach społecznych, ekonomiczno-kulturowym etykietowaniu i mechanizmach biopolitycznego wykluczania. Rzecz o zarządczych strategiach, które – pomimo 2023 roku na kalendarzu – wciąż warunkują większość kobiecych biografii.
W okolicach 2018 roku Magdalena Kowala, Natalia Murawska, Joanna Woźna i Anna Zglenicka zrezygnowały z pracy w systemie wyraźnego podziału ról – na osobę reżyserującą, ustanawiającą choreografię, na osobę tańczącą/grającą itp. Mniej więcej w tamtym właśnie czasie zespół rozpoczął pracę w układzie kolektywnym, bez wyraźnego podziału na funkcje, bez wynikającej z nich (a utwierdzanej przez kulturowe wzorce „tworzenia teatru”) struktury hierarchicznej. Ta filozofia pracy bardzo intensywnie przenika przedstawienia Hertz Haus, stanowiące rodzaj wielogłosu, wieloperspektywiczej narracji; w których niezwykle intensywnie wyczuwalna staje się wielość i różnorodność doświadczeń budujących koncepcyjny fundament. Misterne dramaturgicznie Unbody czy najnowsze Frauen in Flammen są tej artystycznej strategii najlepszym przykładem.
Wspominam zwycięskie przedstawienie czwartej edycji konkursu „The Best Off”, ponieważ Frauen in Flammen ma z Unbody wiele wspólnego. Nie na zasadzie wykorzystania sprawdzonego i uznanego języka, lecz z powodu wejścia w ten sam obszar znaczeń – dotyczący, ujmując rzecz najszerzej, kobiecego istnienia i wszystkich przypisanych mu oraz narzuconych uwikłań, od cielesnych po emocjonalne. Jeśli potraktujemy Unbody jako rodzaj teatralnego eseju o ”przygodach” (opresyjnych, ale nie tylko) kobiecego ciała, to Frauen in Flammen będzie rozwinięciem jednego z rozdziałów wcześniejszego przedstawienia. Tego, który opowiada o galerii ról deprecjonujących kobiecą osobę, funkcjonujących pomimo i wbrew wszystkim obyczajowym i światopoglądowym zmianom. Trzymających się nadzwyczaj dobrze i zawsze tak samo uprzedmiotawiających.
Czerwień
Najnowsze przedstawienie kolektywu Hertz Haus oglądamy na scenie Zakładu Kulturalnego, jednego z najciekawszych obecnie miejsc na kulturalnej mapie Trójmiasta, zapraszającego widownię w różnym wieku na wydarzenia z obszaru sztuk współczesnych, ale też i działania warsztatowo-edukacyjne. W sporej, ciemnej sali krzesła przeznaczone dla widowni otaczają kwadrat sceny z trzech stron. W centralnym punkcie sceny (znajdującej się na poziomie widowni) widzimy pięć postaci siedzących na wysokich, ustawionych w jednej linii krzesłach (Magdalena Kowala, Joanna Woźna, Anna Zglenicka, Agata Śliwa i gościnnie Anna Steller). Skulone ciała z niewidocznymi, bo schowanymi w ramionach bądź zwróconymi ku ziemi twarzami, oświetlone przez niepokojące światło czerwonych lamp. Cała piątka zdaje się funkcjonować w zastanawiającej dwuznaczności – jako grupa znieruchomiała z powodu tego samego zagrożenia czy obawy, być może oczekująca na to samo, ale też i jako zbiór bardzo osobnych i zastygniętych w swojej osobności oraz samotności istnień. Ustawione naprzemiennie krzesła powodują, że każda z postaci ma obok siebie pustkę bądź tył głowy innej osoby. Nie ma tu wzrokowego porozumienia wspólnoty, a jednocześnie jest silne wrażenie tożsamościowej zgodności całej grupy.
Temu dojmującemu, oświetlonemu połowicznie obrazowi towarzyszy szept, początkowo niemal bezgłośny, chwilę później – z możliwymi do wyłowienia pojedynczymi frazami. „Niech ciepło się stanie”. „Czarne z duszy”. Stłumiony głos skulonych na krzesłach postaci przywodzi na myśl rozpaczliwą modlitwę, ale też i zaklęcie – obronne bądź przeciwnie, skierowane na zewnątrz jako wyraz złości czy żalu, mające na celu wymierzenie kary czy uzyskanie zadośćuczynienia.
To drugie skojarzenie, wyraźnie wskazujące na figurę czarownicy wraz z całym jej historyczno-kulturowym zapleczem, potwierdzone zostaje już na poziomie świetnego plakatu do przedstawienia – zdjęcie realnego gdańskiego krajobrazu pokazuje ciało kobiece, zajęte ogniem i zwrócone tyłem do oka aparatu fotograficznego. Czarownica. Konstrukt ikoniczny dla całego procesu deprecjonowania i wykluczania kobiecej sprawczości, stanowiący tak symbol przemocy, jak i znak sprzeciwu wobec patriarchatu. Co najistotniejsze – figura niebywale żywotna współcześnie, jak przekonuje badaczka i dziennikarka Mona Chollet, nagminnie używana przez obecne dyskursy nienawiści i wykluczenia. W swoim interdyscyplinarnym eseju Czarownice. Niezwyciężona siła kobiet Chollet zwraca uwagę na obszary znaczeń silnie związane z figurą czarownicy – normatywne kategorie kobiecości, tabuizowanie kobiecego doświadczenia (menstruacja, połóg, menopauza, bezdzietność czy wielodzietność), dyskryminację ze względu na wiek czy chociażby współczesną fetyszyzację (modelowanie przez męski fantazmat) historycznych „polowań na czarownice”. Esej Chollet wspominam, ponieważ zapisane w nim refleksje odnajduję w każdej niemal minucie przedstawienia, które w swej istocie opowiada właśnie o czarownicy, o kobiecie w ogniu, która unieruchomiona zostaje przez rozmaite konstrukty i schematy, ale też funkcjonuje na ich skutek w permanentnym nierozpoznaniu – odwrócona, niedostępna, nierozwikłana. Jak postać z plakatu do przedstawienia, jak jedno ze skulonych na barowym krześle ciał. Czerwień, tak intensywna w inicjalnych partiach przedstawienia, rozlewa wokół bohaterek wielość znaczeń. Jest witalnością i znakiem życia, ale jest też symbolem uciśnienia i (okrutnej, kaleczącej ciało) śmierci. Kolorem ognia, który niszczy, ale który także pomaga odzyskać wolność.
„Cześć, jestem Asia” – mówi jedna z postaci, kiedy wszystkie pięć schodzą z krzeseł i zwracają się do nas przemierzając sceniczne deski. Każda z postaci dokonuje własnej autoprezentacji, w konsekwencji czego dociera do nas kolaż zwielokrotnionego głosu, multiplikowany monolog kobiecy, z którego wyławiamy, ponownie, pojedyncze wyrazy czy skrawki fraz. Warstwie werbalnej tej partii przedstawienia towarzyszy spięcie ciała – postaci wędrują po scenie w napięciu, ich ruch jest wystudiowany, jakby odgórnie nakazany i wymagany. Na plan pierwszy wysuwa się kostium, identyczny w przypadku każdej postaci, składający się z białej koszulki i czarnych, półprzezroczystych rajstop naciągniętych na majtki. Zestaw ten, pozornie bardzo zwykły, jest znakiem unifikacyjności, ale też zniewolenia i przemocowego udostępnienia – półprzezroczysty materiał szczelnie ściska ciało, a zarazem wystawia je na widok publiczny. Ladacznica, bladź, wywłoka, gorszycielka – przy dźwiękach obelg stygmatyzujących i, co istotne, przynależnych ściśle płci żeńskiej, postaci próbują ściągnąć z siebie rajstopy. Wyciągają je, dziurawią palcami materiał. Półprzezroczysta, rozciągająca się nieznośnie czerń staje się narzędziem zniewolenia „ja”, ale też i uciśnienia „ty”, bohaterki chwytają materiał naciągnięty na cudze ciało i uniemożliwiając cudze wyzwolenie – blokują też siebie.
Czerń
Postaci przedstawienia przemierzają scenę, ich ruch jest przekorny wobec naszych wyobrażeń o tańcu współczesnym – ciała poruszają się na zgiętych nogach, zbierają się w niepokojące, synchroniczne i „nieładne” układy. Z ciągów choreograficznych znaków i figur wyławiamy usłużny skłon, posłuszne dreptanie. Widzimy chód celowo utrudniony przez skrzyżowane nogi, zautomatyzowany, pokraczny. Całemu układowi towarzyszy nieprzyjemna muzyka (Wojciech Wilk), elektroniczne kompozycje złożone z pisków, zgrzytów, niepokojących szmerów.
Frauen in Flammen ma strukturę i dynamikę podobną do Unbody. Składa się z szeregu mikropowieści, które właściwie można by dowolnie przestawiać w obrębie teatralnego czasu, ponieważ bez względu na przyjętą kolejność układają się zawsze w tę samą całość – historię opresji. Jeśli zaś chodzi o dynamikę – Frauen in Flammen znamionuje podobna do Unbody nieprzewidywalność. Poszczególne partie przedstawienia miewają skrajnie odmienną poetykę, tempo, plastyczność, w związku z czym każda właściwie kolejna scena niesie ze sobą zaskoczenie, a jednocześnie zaproszenie do kolejnej historii, uruchomienie kolejnych warstw znaczeń, refleksji.
Następne partie przedstawienia zaskakują formą – na granicy teatralnego przerysowania, używającą bezceremonialnie dobrze znanych klisz, ironicznie chwytającą za mocno opatrzone środki wyrazu, narzędzia. „Bóg mnie pokarał cipką” – deklarują postacie, a po chwili przedstawiają dalsze konsekwencje tej „wadliwości”. „Jesteś brana pod uwagę”, „jak tam?” – obłe, seksualizujące i uprzedmiotawiające frazesy ostatecznie osadzają piątkę postaci w konstrukcie żeńskim, a scenicznym ekwiwalentem „przyklepania sprawy” staje się długa, czarna spódnica. Kostium o ewidentnej symbolice towarzyszy piątce postaci w synchronicznej, bardzo widowiskowej scenie wspólnego tańca. Trzymane w zębach poły czarnych spódnic wskazują na symbolikę siły, która (mimo wszystko) zapisana jest w tym stroju. Jednak ta właśnie moc ulega rozbiciu (pod wpływem nie zezwalających na kobiecą wspólnotowość bądź też akceptujących ją jedynie w wymiarze ilustracyjnym, nieszkodliwym narracyjnie) w procesie przyuczania bohaterek do nieustannej rywalizacji. Dynamiczna muzyka towarzyszy rozgrywanym na parkiecie starciom par – kobiety walczą o względy publiki, demonstrują własną siłę, pokonują rywalki wyuczonymi gestami dominacji. Następujący później fragment rapowej melorecytacji ugruntowuje pozorność odgórnie moderowanej „kobiecej wolności” – dozwolonej w ściśle określonych warunkach, akceptowanej w ustalonych apriorycznie i kontrolowanych formach, z wymaganym, precyzyjnie uzgodnionym skutkiem. „W kupie siła”, „jednostka jest ważna, kupa jest siłą”, „musimy iść dalej, niż wzrok sięga”, „gap się na cycki, aż zobaczysz serce” – wykrzykiwane bełkotliwe frazesy układają się w dojmującą, prześmiewczą narrację o pozornej wolności.
Złoto
Frauen in Flammen to teatralna struktura, której ostatnie sceny mają charakter błyskotliwie przewrotny. Z jednej strony zamykają przedstawienie spójną stylistycznie i estetycznie klamrą, z drugiej jednak – nie kończą wcale zbudowanej tu struktury, ale swoiście ją zawieszają. Zatrzymują w wieloznacznym, pełnym oczekiwania zamarciu.
„A wszystko co złe niech się w dobre zamieni” – szepczą raz za razem ułożone na podłodze w modlitewnej pozie bohaterki. Ciała leżące na wzór krzyża, półprzymknięte oczy, monotonny szept i zalewająca całą przestrzeń czerwień, tym razem jednak skrząca się złotym blaskiem, budują wrażenie transowej wręcz komitywy wszystkich postaci. Poetycki, mroczny tekst układa się w wersy, które można czytać jako modlitwę, ale też jako zaklęcie, czar rzucony z żalu, rozpaczy, z zemsty. Ta ostatnia scena przedstawienia zawiera w sobie zarówno odnośniki do tak zwanej sfery sakralnej (ściśle określonej, bo skojarzonej z kulturą chrześcijańską), jak i do przestrzeni profanum, do kobiecej „doczesności”, dziedziczonej z pokolenia na pokolenie codzienności ułożonej odgórnie, z tych samych wzorów.
Opuszczając swoje miejsca, obchodząc znieruchomiałe ciała, które nie zamykają tej teatralnej czasoprzestrzeni, nie przerywają jej – mamy poczucie obcowania ze świetnym koncepcyjnie, mającym wiele do powiedzenia przedstawieniem. Nie zawsze tak samo udanym dramaturgicznie. Ale bardzo nieprzypadkowym w treści, fantastycznym w wielu momentach wizualnie. Znakomicie wykonanym, zespół Hertz Haus prezentuje się tutaj w świetnej formie, technicznej pewności i dużej (auto)świadomości ciała. I jeszcze co do samej treści, odkrywanych tu obszarów sematycznych – mimo wszystko dostrzegam w nich wypunktowane na marginesach „złoto”, to, co drogocenne, niepodważalne i trwałe. Silne przekonanie o sensie pracy nad wychodzeniem ze „starych” schematów i skupienie nad pobudowaniem nowych konstruktów społecznych, biopolitycznych, ekonomicznych. Mimo wszystko.
Hertz Haus
Frauen in Flammen
choreografia, reżyseria, produkcja: Magdalena Kowala, Joanna Woźna, Anna Zglenicka
wykonanie: Magdalena Kowala, Joanna Woźna, Anna Zglenicka, Agata Śliwa, gościnnie Anna Steller
kostiumy, scenografia: Magdalena Kowala, Joanna Woźna, Anna Zglenicka
muzyka: Wojciech Wilk
reżyseria oświetlenia: Krystian Koźbiał
koprodukcja: Stowarzyszenie Córy Kultury, Zakład Kulturalny
premiera: 3.12.2022