nietak!t – kwartalnik teatralny

Gafa

Arti Grabowski i Teatr Kana w Szczecinie, Raport panika, reż. Marek Kościółek

Posiłkując się absurdalnym humorem spod znaku Rolanda Topora, w swoim nowym spektaklu Arti Grabowski znów punktuje bolączki dzisiejszej społeczno-politycznej rzeczywistości. Ale choć polityka pobrzmiewa nieustannie gdzieś w tle, Raport panika skupia się przede wszystkim na niewątpliwie dysfunkcyjnym współczesnym społeczeństwie. Od samego początku wiadomo, że performer podsuwa widzom gogolowskie lustro – tym bardziej gorzki jest śmiech, którego mimo rosnącego dyskomfortu nie można powstrzymać.


Gruba jest kreska, którą Grabowski szkicuje kolejne sekwencje swojego show, począwszy od sceny otwierającej, w której siedzi w eleganckim smokingu naprzeciw widowni i lustruje ją wzrokiem. Spojrzenie to, z początku wnikliwe czy wręcz karcące, zmieni się w obłąkańczy wytrzeszcz, gdy wyrodnieć zacznie też puszczana z offu narracja. Bohater Grabowskiego intensywnie komentuje bowiem w myślach zauważonych pośród rzędów ludzi, a jego dezaprobata związana z ich niedostateczną elegancją, popełnianymi gafami i niewystarczającym obyciem – jesteśmy wszak wszyscy w sytuacji obcowania z kulturą! – szybko ustępuje miejsca litanii absurdalnych oskarżeń, pomówień i wywołujących salwy śmiechu wyzwisk, mających uzasadnić kipiące wprost poczucie wyższości pokracznej postaci na scenie. Ale czy jej faktyczna mizeria ma jakiekolwiek znaczenie wobec hitlerowskiego wąsika i charakterystycznie zaczesanej grzywki? Czy śmiech może uchronić oskarżanych przed niepotrzebującymi uzasadnień zarzutami?


Takimi zestawieniami biegunowych klisz operować będzie całe przedstawienie, składające się z niepowiązanych fabularnie scen. Zbudowane z tych zestawień postacie są w swoich wewnętrznie sprzecznych charakterach wręcz nierzeczywiste, przy całym swoim komizmie wywołują jednak niepokój. Bo jakże to – ktoś jest naraz elegantem i chamem, człowiekiem kultury i faszystą? Jakże – jako jednostka jest zawsze wkurwiony, dopiero we wspólnocie sili się na uprzejmość wobec swoich? Karykaturalnie uwydatnione skrajne cechy bohaterów budują wobec nich dystans, bo wykraczają poza przyjęte formy ich przedstawiania; zbyt wiele się w tych postawach nie zgadza, by nie rewidować na bieżąco sensu ich opowieści. Doprawdy niepokojąco robi się jednak dopiero, gdy zdać sobie sprawę, że te koślawo narysowane figury nie otrzymały wcale zestawów cech niemożliwych do połączenia – mało to znamy chamów w garniturach, by nie wchodzić w dywagacje na temat środowisk kulturalnych?


Tymczasem jednak Raport… nie zostawia czasu na głębsze społeczne diagnozy, zmieniając co chwilę nastroje, estetyki – i bohaterów. Ćwiczenia z szaleństwa, jakie oferuje kolejne, coachowskie wcielenie Grabowskiego, to znów pierwszorzędna błazenada, w ramach której widz poznaje techniki atakowania zakonnic kebabem czy wciągania nosem kafelkowych fug. Poczciwy wariat w sukience traktuje swoje cynicznie wypracowane wariactwo jako remedium na ciężkie, niespokojne czasy, dające umiejętność zdystansowania się od spraw świata. Widownia chętnie kupuje tę błazeńską pozę, nie zważając na to, że kolejne przedstawione w formie przednich żartów przykłady szaleńczych akcji opierają się na seksistowskich, ksenofobicznych stereotypach i zostawiać za sobą muszą ślad realnych krzywd. Wobec żywości narracji performera mało zwraca się uwagi na puentujące tę sekwencję zdanie: „Szaleństwo musi być wysublimowane, dopiero wtedy będzie upokarzające”. A nawet jeśli się zwraca, łatwo uznać, że to on sam się swoimi wariactwami upokarza.


Grabowski dwoi się i troi na scenie, co sekwencję zmieniając postać i kostium, to obwieszając pierś ciężkim pękiem sportowych medali, to zakładając księżowską sutannę, to oklejając się spaloną na kuchence koszulą, nieustannie dyskutując ze swoimi poprzednimi wcieleniami. Nie pozwala widzom zbyt długo utrzymać dobrego samopoczucia, każdy dłuższy fragment budowany na jednej emocji przerywa, czy to wpadając znienacka w tony serio, czy siadając na oblanym wrzątkiem krześle, czy wchodząc w fizyczne interakcje z oglądającymi. Często robi się niezręcznie – widzowie niemający doświadczenia z jego performansami, spodziewający się bardziej klasycznych form teatralnych reagują szczególnie mocno na momenty, kiedy Grabowski np. wkłada sobie do ust zebrane od nich przeżute gumy balonowe. Te sytuacje wobec czystej, opartej w znacznej mierze na słowie struktury spektaklu zbijają z tropu, jak, nie przymierzając, chamskie puenty błazeńskich opowieści wariata w drugiej scenie. Szukając balansu, Arti równocześnie przymila się do widza, inkrustując spektakl wtrętami, które, choć same operują ośmieszoną estetyką, jak np. recytatorski występ ubranej w mundurek dziewczynki, wywołują radość czy – jak w tym przypadku – rozczulenie widzów. Decydując się na taką niejednorodną, hybrydową formę, Arti balansuje na kilku granicach, bo obok tej między teatrem a performansem biegnie też granica dobrego smaku. Szczęśliwie – nieprzekroczona.


Grabowski określa swój spektakl jako „próbę reanimacji aktora w endemicznym performerze” – i jest to określenie trafne. Od pierwszych pokazów przedpremierowych, których ekspansywna energia zbliżona była do tej znanej z jego performansów, do premiery podczas tegorocznego OFF Kontrapunktu minął rok. W tym czasie wsparcia reżyserskiego Raportowi panika udzielił Marek Kościółek, lider maszewskiego Teatru Krzyk, i jakkolwiek nie naruszyło to autorskiego charakteru wypowiedzi, znać w dzisiejszej strukturze przedstawienia jego rękę: wyraziste, angażujące rytmy, pewnie poprowadzona dramaturgia energetycznych wzmożeń i ograniczony do minimum montaż przesunęły estetyczny nacisk z form performatywnych ku pełnoprawnemu spektaklowi. Może wręcz: ku klasycznej formie spektaklu teatru alternatywnego, tym mocniejszej, że łączącej wiarę w moc słowa i gestu z performerskim brakiem zahamowań.


Kiedy więc w finale bohater Grabowskiego, żując poodbierane widzom gumy do żucia, zlepione w jedną, ogromną pigułę, szkoli ich w elegancji istniejących w języku polskim określeń, kiedy, sam zmarnowany intensywnością spektaklu, staje przed nimi jako samozwańczy arbiter elegantiarum, nie sposób nie wspomnieć pierwszego z jego wcieleń: karmionego niechęcią i pogardą, przekonanego o własnej wyższości salonowca. To wciąż on, ten, który w myślach wyzywał widzów, teraz łatwo namawia ich do bezmyślnego powtarzania słów w istocie swojej pięknych, jak „wykwint” czy „ogłada”, ale w jego ustach pozbawionych pięknego kontekstu, pustych, nieuzasadnionych. Nawet tak zdegradowane okazują się jednak mieć moc gromadzenia wokół siebie ludzi. A że wraz z trwaniem przedstawienia rośnie jego minorowy nastrój, trudno już stwierdzić, na ile performer upatruje rzeczywistej wartości w coraz bardziej zapominanym bon tonie, na ile zaś tylko drwi z łatwości, z jaką da się wykorzystywać ludzkie emocje – zwłaszcza że za moment zainicjuje wspólne śpiewanie karaoke The Final Countdown zespołu Europe. Oczywiście także w przewrotnym kontekście, przykre i gorzkie.


Paradoksalnie jedyny moment, kiedy Grabowski zdaje się mówić w sposób niezapośredniczony, od siebie prywatnie, to ten, kiedy wdziewa sutannę i zza deski do prasowania głosi ekumeniczne, prorównościowe, oparte na własnych wspomnieniach i anegdotach świeckie kazanie. Sutanna, niedopięta pod szyją, bez koloratki i wobec jego pozostałych wcieleń szczególnie niepasująca jako rekwizyt dla tej osobistej wypowiedzi, zdaje się wołaniem o przywrócenie równowagi w świecie, w którym nawet w przestrzeń metafizyki z butami wdarła się polityka. W tej postaci, jako kaznodzieja codzienności, performer ma odwagę powiedzieć, że nie rozumie. Nie rozumie wrogości, agresji, brutalności, podsycania konfliktów i obojętności na krzywdę, nie rozumie świata, który żeruje na antagonizmach. Być może więc: nie rozumie człowieka jako takiego.


Raport panika to przykład wspaniałej, finezyjnej satyry, która nie potrzebuje przywoływania nazwisk obecnej władzy, przypominania afer ani wykorzystywania używanych przez nią haseł, by precyzyjnie opowiedzieć o powszechnych dziś metodach politycznej manipulacji, łatwości poddawania się jej, o zwyrodnieniu systemów stojących za demokratyczną umową społeczną. Łapiąc widzów w pułapkę metateatralnej gry i wikłając ich w opisywane mechanizmy, Grabowski udowadnia, że u podstaw owego zwyrodnienia jest zawsze ludzka słabość, złość, nieuwaga, ignorancja, podatność na sugestie – i że są to cechy obecne u każdego. Każdego więc też obligować powinny do wzmożonej czujności, selekcji informacji, krytyczności. A że na drodze do osiągnięcia tego rozpoznania kilka razy zrobi się niezręcznie? Cóż – każdy popełnia takie gafy.


Arti Grabowski
Teatr Kana w Szczecinie
Raport panika
scenariusz:
Arti Grabowski
reżyseria: Marek Kościółek
technika: Piotr Śniegula
teledysk: Arti Grabowski
muzyka: własna, wykorzystany fragment zespołu Vitalic Stamina
obsada: Arti Grabowski
premiera: 30.05.2018