TATSUMI HIJIKATA
Twórca w pełni niezależny. Za swój pierwszy spektakl, Konjiki („Zakazane kolory”), wyrzucony z oficjalnych struktur państwowych. Jeden z wynalazców teatru tańca butō. Dokonał w sztuce swoistej „rewolucji ciała”. Tematem spektaklu potrafił uczynić wieczną ospę. Hijikata ożywił przednarracyjne źródła teatru. Był równie odważny i konsekwentny w swej sztuce, co Jerzy Grotowski, ale – moim zdaniem – odwagą i radykalizmem przewyższał polskiego reżysera. Hijikata wciąż inspiruje młodych twórców, choć zmarł dawno, bo 21 stycznia 1986 roku. Pod koniec życia nie występował. Kiedy przyjaciele pytali go, dlaczego nie tańczy, odpowiadał: „Tańczę, ale tego już nie widać”.
TADEUSZ KANTOR
Najwybitniejszy, moim zdaniem, wizjoner polskiego teatru. Jerzy Nowosielski uważał go za najwybitniejszego malarza w Polsce. Podczas wojny Kantor ryzykował życiem, wystawiając spektakle w okupowanym przez Niemców Krakowie. Po wojnie związał się z tamtejszym teatrem zawodowym. Nie uległ socrealizmowi. W 1955 założył w Krakowie Teatr Cricot 2. Do współpracy, oprócz aktorów, zapraszał malarzy i rzeźbiarzy. Każdy spektakl Kantor opatrywał artystycznym manifestem, często równie intrygującym, co sama sztuka. Umarła klasa (1975), okrzyknięta przez „Newsweek” najlepszym spektaklem świata, należy do najbardziej oryginalnych i porywających widowisk teatralnych w dziejach polskiego teatru. Wraz z tym przedstawieniem Kantor ogłosił bardzo wpływowy manifest Teatru Śmierci. Znakomicie sobie radził ze zdobywaniem funduszy na swoje projekty. Wielopole, Wielopole (1980), jeden z najbardziej polskich spektakli Teatru Cricot 2, powstał we Florencji. Kantor, niczym opętany sztuką demiurg, uczestniczył w każdym swoim spektaklu i dyrygował aktorami na scenie. Był performerem także w życiu prywatnym. Jego zajęcia w krakowskiej szkole teatralnej były równie fascynujące, co jego spektakle, czego mogłem doświadczyć, studiując reżyserię. Zapraszał nas na kawę do siedziby teatru przy ulicy Kanoniczej. Często wściekał się widowiskowo. Zapamiętałem szczególnie jedno takie zdarzenie. Kantor z pianą na ustach i nie przebierając w słowach wydzierał się, że krakowscy urzędnicy chcą mu dać za dużo pieniędzy. „Rozumiem ich podstęp! – wrzeszczał. – Nie prosiłem o tyle! Chcą mnie kupić!”. Pozostał osobny i niezależny. Cricot 2 nigdy nie miał własnej sali teatralnej.
ROBERT WILSON
Jeden z najbardziej kreatywnych artystów w świecie. Swoje najgłośniejsze spektakle zrealizował poza oficjalnymi strukturami teatralnymi i za własne pieniądze. Żeby pokazać dwukrotnie przedstawienie Einstein on the Beach w nowojorskiej Metropolitan Opera House (1976), zadłużył się na milion dolarów. Spektakl należy do najwybitniejszych dzieł teatralnych XX wieku. Wciąż jest grany. Jako dziecko zaczął tańczyć, żeby się wyleczyć z jąkania. Współtworzył nowojorską awangardę artystyczną w latach 60. Zaadoptował głuchoniemego chłopca Raymonda Andrewsa. Z jego inspiracji stworzył niezwykły, siedmiogodzinny i niemal w całości cichy spektakl Deafman Glance (1970). We współpracy z autystycznym chłopcem Chistopherem Knowlesem skomponował równie niezwykłą trzygodzinną operę A Letter for Queen Victoria. Dziś Wilson zapraszany jest do reżyserowania przez najważniejsze teatry świata. Pozostaje jednak wciąż artystą w pełni niezależnym. W Polsce jego spektakle gościły kilkakrotnie. Rok temu, podczas Olimpiady Teatralnej we Wrocławiu, pokazał rewelacyjną inscenizacją Ostatniej taśmy Samuela Becketta. Sam wcielił się w tytułową postać. Wilson znakomicie łączy oryginalność artystyczną z kreatywnością w zdobywaniu funduszy na swoje projekty. Ufundował niezwykły instytut artystyczny Byrd Hoffman School of Birds, promujący artystyczną awangardę. Jego najbardziej ekscentrycznym i kontrowersyjnym przedsięwzięciem było przedstawienie KA MOUNTAIN AND GUARDenia TERRACE: a story about a family and some people changing, grane przez siedem dni bez przerwy w irańskim Szirazu (1972). Robert Wilson siłą swego przekazu artystycznego zniósł granice pomiędzy sztuką offową a profesjonalną.