Teatr Układ Formalny, #[+#@!? (słowo na G), reż. Grzegorz Grecas
Jakie znacie słówka na G? Proszę się nie krępować, nie rozpoczynam zdalnego seansu psychoanalitycznego. Chodzi o pierwsze skojarzenia. Te najpierwsze. I niech nikomu nie będzie wstyd. Tym bardziej z powodu „gramofonu” czy „gramatyki”. Ktoś powiedział „gastrektomia”? Cóż z tego. O zdrowie należy dbać.
Słowo na G, o które chodziło młodym twórcom z Teatru Układ Formalny, to gwałt. Nawet tak: „Gwałt. Zadać gwałt. Zgwałcić. Gwałciciel. G”. Szczerze mówiąc, na mojej liście hasło to najprawdopodobniej nie pojawiłoby się nawet w pierwszej pięćdziesiątce. Już prędzej gastrektomia. I dobrze. Bardzo dobrze. Mogę się z tego faktu tylko cieszyć. Niestety, nie wszyscy mają tyle szczęścia. Istnieje pewna grupa szczególnie na owo słowo na G, można by powiedzieć, narażona. Grupą tę tworzą wspomniani już przedstawiciele późnego wieku szkolnego. Chłopcy i dziewczyny, którym okres dojrzewania zafundował kilka lat hormonalnego rollercoastera w epoce niczego już niepewnej późnej nowoczesności.
Spektakl, przygotowany z myślą o wystawieniu w szkołach, został sprytnie podzielony na dwie równe części. Dwie lekcje po czterdzieści minut w dwóch osobnych salach – klasie szkolnej i pokoju nauczycielskim. Na dwie grupy, z których każdej przydzielono nauczycielkę-wychowawczynię, zostali też podzieleni widzowie. Tym sposobem Słowo na G da się obejrzeć na dwa różne sposoby. Wszystko zależy od tego, od której części zaczniemy, następną bowiem będziemy oglądać z wiedzą, wrażeniami, myślami i emocjami przeniesionymi z tej pierwszej.
W moim wypadku pierwszą częścią stało się ekspresowo zwołane posiedzenie rady pedagogicznej. Zaproponowaną przez Alex Aleksiejczuk przestrzeń nietrudno będzie zaaranżować niemal w każdym gabinecie szkolnym. Wystarczy odpowiednio ustawić stoły i krzesła. Widzowie-nauczyciele siadają naprzeciwko siebie w dwóch długich rzędach. Czekają już na nich Malwina Rusów i Paulina Mikuśkiewicz. Dyrektorka i nauczycielka. Stolik pierwszej obłożony jest podręcznikami, zeszytami i papierami. Obok kubka z kawą leży pilot oraz książeczka Wędrując do dorosłości. Osobne miejsce zajmują liczne ustawy i kodeksy, w tym kodeks karny, na których widnieją starannie naklejone karteczki z numerami. Dyrektorka w interpretacji Malwiny Rusów wygląda na typową urzędniczkę w stanie bliskim załamania nerwowego, który próbuje ukryć za fasadą profesjonalnej uprzejmości. Niezbyt dobrze jej to wychodzi. Ręce się trzęsą, a grzeczność szybko obraca się w otwartą niemalże agresję. Tylko że ostra wymiana zdań omawianej sprawy w żaden sposób nie wyjaśnia, do żadnych sensownych rozwiązań nie prowadzi i na powstałe pytania odpowiedzi nie daje. Nie pomaga też żonglowanie cytatami z ustaw i kodeksów. A pytania są dwa: co się stało i kto jest temu winny? Przy czym akcent stopniowo przesuwa się z tego drugiego na pierwsze.
Na początku dowiadujemy się o zaginięciu niejakiej Kai. Nikt jej nie widział od trzech dni. Następnie zaczyna się mówić o możliwych tego przyczynach. Okazuje się, że bezpośrednio przedtem dziewczyna została rozebrana i wyśmiana przez rówieśników. Ale czy doszło do tego, co zaczyna się na G? Tego nie wiemy. Po jakimś czasie rezygnująca ze spychania wszystkiego na nauczycielkę dyrektorka sama czuje się przyparta do muru i zmuszona do obrony. Nie tyle nawet siebie, co trzech „lubianych” w szkole chłopców, domniemanych sprawców tego brzemiennego w skutki incydentu. Czyżby część (jeżeli nie całość) winy ponosiła „niebędąca gwiazdą”, „przeciętna” i „trójkowa” Kaja? Być może najlepiej dla (nie)ofiary będzie, jeżeli o wszystkim się zapomni, uprzedzając wytykanie palcem, chichoty i przezwiska?
Pytania się mnożą, napięcie rośnie i atmosfera staje się coraz gęstsza. Wśród widzów wyczuwa się lekkie zakłopotanie. Siedzą ze spuszczonymi oczyma. „To, że ktoś się śmieje, nie oznacza, że to jest żart!” – stanowczo stwierdza nauczycielka. Rzeczywiście nie jest. Jednak staraniem tegorocznej laureatki Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej, Magdaleny Drab, nikomu nie uda się przejść tej krętej drogi na przysłowiowe skróty. Nie ma tu prawd oczywistych, tylko zderzenie dwóch (co najmniej dwóch!) racji, dwóch sposobów myślenia, dwóch różnych wrażliwości. Taki ping-pong na argumenty, w który wplątane zostały osobiste urazy, strachy i preferencje. Bardzo ludzki spór o bardzo (nie)ludzkie zachowanie.
W drugiej klasie, po krótkiej przerwie, spotkamy „trzy małe świnki” (Jerzy Górski, Adam Michał Pietrzak, Maciej Rabski). Trzech nastolatków oczekujących na… tego znów nie wiemy. Wydaje się wręcz, iż chłopcy nie są szczególnie przejęci tym, co ma nastąpić. Byli tam, czyli w klasie, lecz też nie są niczego pewni. Przecież Kaja cały czas się śmiała! Czy się śmiała? A czyj to w ogóle był pomysł!? Na jednym z krzeseł umownej klasy szkolnej, której przyglądamy się jakby z boku, tuż przed tablicą siedzi czarny manekin. Animowany przez każdego z chłopców, stanie się nieszczęsną Kają. Kają, która „sama tego chciała” z tą swoją „krótką bluzeczką z napisem Cute”. Kają posłuszną, bo niemą i bezwolną, ale też przez tę bezgraniczną bierność jakąś niezłomną, nie tyle czystą, co niedającą się, mimo wszelkich starań, splamić.
Młokosy jeszcze długo będą udawać zuchów. Będą chować strach w skomplikowanej partyturze ruchów, wyraźnie przeciwstawionej „dojrzałej”, „rozsądnej” statyczności „części nauczycielskiej”. Niemniej jednak, tak samo jak i dorośli, w nieunikniony sposób pogrążą się w pytaniach, wersjach i wątpliwościach. Kiedy wyjdzie na jaw, że dziewczyna powiesiła się na skakance, stanie się zupełnie mroczno, groźnie i ponuro. Tymoteusz Witczak spotęguje atmosferę „szkolnego czyśćca” muzyką, którą uczniowie puszczają przez migoczące kolorowe głośniki, a niewidzialny komentator zabarwi wszystko niespodziewanie nośnymi bajkowymi konwencjami.
Spektakl został stworzony w ramach konkursu im. Jana Dormana, czyli, zgodnie z zamysłem, dla „podniesienia jakości artystycznej przedstawień pokazywanych w placówkach oświatowych”. Czy pamiętacie jeszcze o opiekujących się widzami nauczycielkach? Te niełatwe role wyznaczono Żeni Aleksandrowej i Monice Wolińskiej – kolejno: edukatorce seksualnej i psycholożce. Dlatego przedstawienie będzie „nie tylko polem do dyskusji odnośnie granic i intymność [sic] oraz sytuacji ich pogwałcenia, ale też okazją do rozmowy na temat seksualności w ogóle”. Na całe szczęście Słowo na G nie jest spektaklem z tezą. Morału nie układa się tu w śpiewane rymowanki. I dobrze. Świetnie. Tylko w ten sposób powstaje odpowiedni materiał do dyskusji. Pozostaje tylko żywić nadzieję, że w nowej polskiej rzeczywistości szkolnej zostaną jeszcze przestrzeń, chęci i możliwości do podejmowania tak kontrowersyjnych tematów. Oby zostały!
Teatr Układ Formalny
Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna im. Ludwika Solskiego w Krakowie Filia we Wrocławiu
[+#@!? (słowo na G)
dramaturgia: Magdalena Drab
reżyseria: Grzegorz Grecas
aranżacja przestrzeni i kostiumy: Alex Aleksiejczuk, Jan Głąb
muzyka: Tymoteusz Witczak
warsztaty: Żenia Aleksandrowa, Monika Wolińska
obsada: Jerzy Górski, Paulina Mikuśkiewicz, Adam Michał Pietrzak, Maciej Rabski, Malwina Rusów
premiera: 14.09.2017