Teatr Klucz im. W. Deneki, Tranquillo
Off tańczy. Z każdą kolejną edycją konkursu The Best Off widać to wyraźniej. Powody są złożone i nieoczywiste. Tranquillo poznańskiego Teatru Klucz im. Wojciecha Deneki to jeden z wymownych przykładów tego zjawiska, ale jednocześnie przedstawienie wyjątkowe i osobne. Znoszące granicę między teatrem offowym, teatrem tańca i teatrem partycypacyjnym. Lub też, pisząc inaczej, wyznaczające wspólne terytorium dla wszystkich tych zjawisk.
W skład zespołu Teatru Klucz wchodzą uczestnicy Warsztatów Terapii Zajęciowej „Przylesie”, prowadzonych przez Stowarzyszenie Na Tak w Poznaniu. Dowiadujemy się o tym na początku spektaklu, gdy Mariusz Józefiak przedstawia obsadę, realizatorów oraz samą instytucję. Aktor w lekko rozbawionym skupieniu czyta z kartki nazwę, dokładny adres oraz numer KRS. Ten ostatni powraca jak refren i choć brzmi absurdalnie oraz zabawnie, to dotyczy konkretu. To zachęta do przekazywania stowarzyszeniu półtora procent podatku, a przy okazji świadectwo trudności, z którymi mierzyć się muszą tego rodzaju inicjatywy. Jest w tym geście przedstawienia twórców (również tych nieobecnych na scenie, jak kostiumografka Agnieszka Ostrowska czy terapeutka Hanna Rynowiecka) nie tylko manifestacja podmiotowości zebranych, ale też gest włączenia widzów w znającą się od lat i scementowaną wspólnym doświadczeniem grupę. W teatrze często mówi się o gościnności, ale rzadko można jej rzeczywiście doświadczyć. Poznańscy artyści z łatwością przekonują, że w tym konkretnym spotkaniu chodzi o coś więcej niż tylko konsumpcję przygotowanego wcześniej produktu artystycznego – nawet jeśli to „coś” wymyka się ścisłej definicji.
Trudno bowiem mówić o dosłownym dzieleniu doświadczeń osób z niepełnosprawnościami, choć przecież także tego dotyczy Tranquillo. Twórcy dochodzą do tego punktu ścieżką, która zdawała się ostatnimi czasy zarastać, podczas gdy ruch odbywał się inną, szerszą i szybszą drogą. Teatr partycypacyjny ma swoje naturalne ograniczenia. Widzący nie wie, z czym mierzy się niewidzący. Słyszący nie jest w stanie pojąć istoty bycia niesłyszącym. Doświadczenie osoby w spektrum autyzmu wymyka się wyobrażeniu kogoś, kto odczuwa świat w ramach tak zwanej normy. Najbliżej naszego doświadczenia są niepełnosprawności ruchowe. O ile przytrafił nam się kiedyś wypadek skutkujący częściowym choćby unieruchomieniem. Ale i to zrozumienie z gruntu jest niepełne, bo pozbawione psychologicznego ciężaru, który wynika z faktu, że ograniczenie osoby z niepełnosprawnością najczęściej bywa nieredukowalne. Oczywiście teatr próbuje przybliżać nam te nieznane, a istniejące po sąsiedzku światy.
Robi to na przykład poprzez świadectwo i opowieść, jak w przypadku niektórych realizacji warszawskiego Teatru 21, na przykład monodramu Hamer (reż. Justyna Sobczyk, koprodukcja z teatrgaleria STUDIO, 2021) czy Libido romantico (reż. Justyna Wielgus, 2022). Druga metoda polega na stworzeniu warunków zbliżonych do tych, w jakich funkcjonują na co dzień artyści. Choćby poprzez zgaszenie świateł, jak w opowiadającym o niewidomych i słabowidzących spektaklu Spójrz na mnie (reż. Adam Ziajski, Teatr Śląski w Katowicach, 2018) czy poprzez eksperymenty z dźwiękiem, jak to miało miejsce w przedstawieniach o osobach niesłyszących: Nie mów nikomu (reż. Adam Ziajski, Scena Robocza w Poznaniu, 2016) i Jeden gest (reż. Wojciech Ziemilski, Nowy Teatr w Warszawie, 2016). Na tym tle Tranquillo idzie własną drogą. Twórcy pozostawiają nas w bezpiecznym i oswojonym podziale na performerów i widzów. Ci ostatni mają do dyspozycji wszystkie zmysły, a ich komunikacja z występującymi odbywa się przede wszystkim poprzez doświadczenie estetyczne. Czy taka klasyczna formuła może być jeszcze skuteczna? Owszem, pod warunkiem, że mamy do czynienia z wartościowym i poruszającym dziełem sztuki.
***
We wspomnianej prezentacji, którą przeprowadza Józefiak, zapisano wątki czy raczej kolory (rzecz nie jest przecież fabularna), powracające i wzbogacane w kolejnych scenach. Weźmy choćby dobroduszną ironię towarzyszącą przedstawianiu Daniela Laskowskiego. Aktor na potwierdzenie, że jest wstydliwy, opuszcza szereg i siada na jednym z ustawionych w głębi sceny krzeseł. Za nimi, w podobnym półkolu, wisi zasłona z kolorowych wstążek. Za nią stoi fortepian, na którym za chwilę zagra Magdalena Szalbierz. Reszta sceny będzie wtedy w mroku. Aktorka jak gdyby schowana przed naszym wścibskim spojrzeniem, sam na sam z instrumentem, może sprawiać wrażenie stremowanej czy zawstydzonej. Ale gdy skończy grać, wyjdzie na środek sceny i zatańczy etiudę. Będzie w niej – jak w każdej kolejnej wykonywanej przez pozostałych performerów (solo i zbiorowo) – niezwykły indywidualizm, wynikający tyleż z ograniczeń związanych z niepełnosprawnością, ile z siły i determinacji w ich przekraczaniu. Będzie też lekkość, śmiałość i pewność siebie. Ani śladu wstydu.
Tranquillo jest o pokonywaniu trudności. Nic bardziej banalnego? Przeciwnie. Pokonywanie poprzedzone jest bowiem rozpoznaniem, zakreśleniem obszaru, po którym możemy się poruszać. Jego poszerzanie jest w oczywisty sposób kluczowe dla aktorów, a właściwie dla osób, które poprzez scenę sięgają dalej niż przed pracą artystyczną. Tymczasem dla widza istotniejszy od manifestacji przełamywania ograniczeń może być proces ich odkrywania. Granice przekracza się tu spokojem i skupieniem. Niezbędnym do wykonania precyzyjnie rozpisanych zadań ruchowych – często wymagających doskonałej koordynacji. Jedną z piękniejszych scen jest ta, w której Józefiak i Jarosław Kubiak dmuchają na tańczącego między nimi Piotra Roszaka. Reagujący na ich oddechy aktor wydaje się im ulegać, niby roślina na wietrze, a jednocześnie czerpie z nich impulsy potrzebne do świadomego odkrywania kolejnych ruchów. Dyscyplina wykonawcza przylesiaków budzi podziw. To efekt pracy z Januszem Orlikiem, uznanym w Polsce i za granicą tancerzem, choreografem i reżyserem, który z poznańską grupą współpracuje od 2018 roku, a w 2022 objął funkcję jej opiekuna artystycznego. Zasługi przypisać należy także tancerzowi i tłumaczowi języka migowego Antkowi Kurjacie, który na prawach członka obsady wspomaga pozostałych artystów – partnerując im w etiudach, ale też służąc za przewodnika.
W Tranquillo szczególnie ważna wydaje się oparta na zaufaniu relacja między aktorami. Wyraźnie widać to w scenie będącej czymś w rodzaju preludium. Gdy publiczność zajmuje miejsca na widowni, u jej szczytu w punktowym świetle tańczy Lidia Piskorska. Nieruchome nogi, rozkołysane i wzniesione ręce. Z głośników rozbrzmiewa dreampopowy przebój grupy Chromatics pod tytułem Shadows. Jest nostalgicznie, pastelowo, ale także intensywnie. To świat z nasyconym kontrastem. Oczy tańczącej performerki zasłania czarny materiał. Gdy piosenka dobiegnie końca, Józefiak sprowadza aktorkę na scenę – trzymając ją za rękę. Po chwili orientujemy się, że opaska była jedynie ilustracją problemu z ograniczonym widzeniem. Artystka opowiada o nim w jednej z kolejnych scen. Dosłownie i poetycko zarazem. Stoi na środku, w rękach trzyma namalowany przez siebie obraz. Wodząc po nim dłonią, mówi: „To oko widzi. A to drugie oko? To oko nie widzi” i dalej: „To biała laska. Moja rakieta”. Artystka odkłada obraz, a pozostali aktorzy zasłaniają oczy czarnymi opaskami – niejako próbując towarzyszyć Piskorskiej w jej świecie, ale też rozpoznać go dla siebie. Być może po to, by coś z niego wynieść i spożytkować we własnej rzeczywistości. Choć nie jestem pewien, czy takie praktyczne i produkcyjne myślenie to odpowiedni trop, równie dobrze może chodzić o chwilowy dostęp do wrażenia, z którym niewiele już można zrobić. Poza zapamiętaniem. W tej samej sytuacji znajdują się widzowie.
***
Wszystko dzieje się tu jakby wolniej. Jest jasne, że oglądane przez nas działania wymagają od performerów wysiłku, a jednocześnie zdają się zanurzać widzów w atmosferze sennego odpoczynku. Oniryczne wrażenie wzmaga elektroniczna muzyka. W przeważającej mierze delikatna, hipnotycznie migotliwa, chwilami psychodeliczna i niepokojąca – ale nawet wtedy głęboko relaksacyjna. Te ciemniejsze tony nadają głębi, bywa, że dramatycznej, ale wolnej od epatowania bólem czy cierpieniem, niechętnej szokowaniu. Jeśli ktoś krzyczy, to bezdźwięcznie. Musimy ów krzyk niejako wewnętrznie zdubbingować, co paradoksalnie czyni go dotkliwszym. Nawet finalne rzucanie krzesłami wydaje się odbywać w ciszy, choć uderzenia przedmiotów o parkiet są rzeczywiste i nic ich nie tłumi. Miękną jednak w melodii i pulsie powracającego utworu Chromatics. Głośny i rozsadzający nostalgiczne oraz rozmarzone struktury jest za to powracający kilkukrotnie śmiech.
Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, ile aktorzy Teatru Klucz wzięli z tej pracy dla siebie. Ilu wyzwaniom sprostali, co udało im się przełamać, jakich dokonać odkryć. W myśleniu o tego rodzaju teatrze to właśnie te kwestie wydają się najistotniejsze, a już na pewno ważniejsze niż efekt artystyczny, będący czymś przy okazji – jakkolwiek nie byłby znakomity. Tranquillo wyłamuje się jednak z tej perspektywy i jawi jako spełnione i po prostu piękne dzieło sztuki. Wytrenowani w rozmaitych dyskursach nauczyliśmy się unikać tego rodzaju wartościowania, widząc w nim nie tylko banał i pretensjonalność, ale również fałsz i opresję. Wielką zasługą Teatru Klucz jest stworzenie spektaklu, który pozwala ponownie zobaczyć te kategorie czystymi i używać ich bez wstydu oraz ograniczeń.
Teatr Klucz im. W. Deneki, Poznań
Tranquillo
reżyseria, choreografia, scenografia: Janusz Orlik
występują: Mariusz Józefiak, Jarosław Kubiak, Antek Kurjata, Daniel Laskowski, Lidia Piskorska, Piotr Roszak, Magdalena Szalbierz, Mariusz Sztuba, Arkadiusz Żmijewski
kostiumy: Agnieszka Ostrowska (we współpracy z artystami)
reżyseria świateł: Janusz Orlik, Arkadiusz Kuczyński, Jacek Raczkowiak
opieka terapeutyczna: Hanna Rynowiecka
tłumaczenie na PJM: Antek Kurjata, Aleksandra Mayer
premiera: 14-15.05.2022