Zamieszczony powyżej zapis debaty Krytyka a off, która odbyła się w ramach XVII Goleniowskiego Spotkania Teatralnego Bramat 2016, postanowiliśmy uzupełnić głosami znawców teatru. Do udziału w ankiecie, w której pytaliśmy o krytykę teatru offowego, zaproszeni zostali: Jacek Sieradzki, Adam Karol Drozdowski, Alicja Müller, Jacek Kopciński, Michał Centkowski, Tadeusz Kornaś, Jacek Wakar i Aneta Kyzioł. Zgodzili się oni odpowiedzieć na nasze trzy krótkie pytania.
1. Dlaczego tak mało pisze się o offie?

JACEK SIERADZKI
„Dialog”
Nie czuję się komfortowo, zabierając głos w Państwa ankiecie. Na pytanie sformułowane nie bezosobowo: „dlaczego tak mało pisze się o offie”, ale personalnie: „dlaczego ja sam tak mało piszę o offie”, odpowiadam sam sobie: dlatego, że zajmuję się czym innym. Jeśli jako off proponujecie rozumieć „wszystkie działania poza instytucją”, to ja zajmuję się offem tylko o tyle, jeśli pojawia się gdzieś na obrzeżach instytucji. Gdy produkuje spektakl, który wchodzi do „oficjalnego” obiegu: jest grany na jakichś festiwalach, bierze udział w konkursach, etc. Wówczas jednak podlega namysłowi krytycznemu nie jako wydzielony „off”, tylko jako jeden z rodzajów teatru, na tych samych prawach jak każdy inny. Takich przypadków jest zresztą przygnębiająco mało.

ADAM KAROL DROZDOWSKI
„Teatr”, „Nietak!t”
Przede wszystkim wiedza o istnieniu tak silnego ruchu jest znikoma: grupy offowe działają najczęściej lokalnie, ewentualnie dają się poznać na festiwalach, jednak od upadku Łódzkich Spotkań Teatralnych brakuje miejsca prestiżu, wydarzenia, na które trafialiby wychowani do mainstreamu krytycy. Same grupy nie mają dość siły przebicia, na co dzień walcząc o byt z nieprzychylnym lub tylko (aż?) niezainteresowanym działaniami bez medialnej marki rynkiem i władzami samorządowymi, by pracować dodatkowo na własną promocję. Oczywiście generalizuję – przykładem dobrych praktyk komunikacji z władzami i opinią publiczną może być dziś goleniowski Teatr Brama, jednak wciąż w jego dwudziestoletniej historii na łamach np. miesięcznika „Teatr” ukazał się jak dotąd jeden poświęcony mu tekst, notabene mój; kolejny planowany na ten rok wiąże się dopiero z jubileuszem.
Drugą kwestią jest rentowność samego zawodu krytyka – warto zadać sobie pytanie, ilu z nas może pozwolić sobie na wizyty w teatrach (zwłaszcza położonych daleko poza głównymi szlakami kulturalnych peregrynacji) niezwiązane z potencjalną pracą zarobkową w rodzaju prowadzenia warsztatów czy jurorowania, gdy koszty podróży czy utrzymania się na festiwalu przewyższają zazwyczaj kwotę wierszówki za tekst?

ALICJA MÜLLER
Teatralia
Można by rzec – ile offów, tyle odpowiedzi. Już taka natura offu, że jest szalenie zdecentralizowany, a ponadto rozrasta się raczej na podobieństwo drzewa niż – rozwijającego się zgodnie z architektonicznym planem – miasta. Stąd trudność z jego poskromieniem, oswojeniem i ustrukturyzowaniem. Możliwe, że mamy w Polsce tyle scen offowych, ile przystanków kolejowych. Niektóre z nich – co dodatkowo komplikuje sytuację – działają na prawach podwójnego agenta, a więc w ramach instytucji. Nie jest jednak tak, że o offie nie pisze się zupełnie. Tekstów poświęconym artystom działającym na obrzeżach/marginesach teatralnego centrum brakuje w mediach/magazynach, które to centrum wyznaczają (o offie mówi się tutaj najczęściej w ramach relacji z festiwali, rzadkością są narracje poświęcone pojedynczym premierom/wydarzeniom). Więcej pojawia się u blogerów albo na portalach teatralnych, których redakcje nie są ograniczone ramami drukowanych stron – dlatego o offie częściej przeczytamy w Teatraliach, Teatrakcjach czy Teatrze dla Was niż np. w „Didaskaliach”. Wielość scen offowych nie jest jednak jedyną przyczyną ich nieobecności w najważniejszych teatralnych dyskusjach. Działalność krytyczna jest działalnością performatywną, a performans ma większą skuteczność, gdy towarzyszy mu przekonanie o istotności performowania. Innymi słowy – za znikomość tekstów o teatralnym offie odpowiada – lepiej lub gorzej maskowana – próżność krytyków. Największą zmorą offowego świata jest jednak nie ego recenzentów, ale jego własna płynność. Dzisiejszy off wydaje się niechcianym bękartem offu lat 90. (nie wspominając o dawnej awangardzie) – odkąd eksperyment (a więc to, co niegdyś – obok subwersywności i nonkonformizmu – definiowało spektakle offowe) porzucił peryferia i trafił do centrum (tutaj rozumianego jako teatr instytucjonalny), margines, przynajmniej w powszechnej opinii, opustoszał, stracił swój pierwiastek rewolucyjny. Off został podzielony na off dobry i off zły. Ten pierwszy stał się po prostu środkiem, ten drugi zaś – synonimem nieudacznictwa i niespełnionego marzenia o porzuceniu peryferyjnej tożsamości. Awans eksperymentu do teatralnej ekstraligi (patrz: scena narodowa) skazał margines na inwazję amatorów, studentów i kółek teatralnych. Mimo że niecentralne terytoria dalej zamieszkują twórcy osobnych – czasem magicznych, czasem demaskatorsko-wywrotowych – światów, off jako całość naznaczony jest piętnem nieprofesjonalizmu i niegotowości. Wydaje mi się, że konieczne jest jego odczarowanie i ponowne zdefiniowanie – aby teatr offowy mógł doczekać się właściwej recepcji, musi zostać wyraźnie oddzielony od teatru, którego offowość wynika wyłącznie z twórczej nieporadności albo nawet fajtłapowatości.

JACEK KOPCIŃSKI
„Teatr”
Teatr offowy funkcjonuje na poziomie lokalnym i zazwyczaj piszą o nim tylko lokalne gazety. Nie ma w tym nic złego czy wyjątkowego, ponieważ off teatralny bardzo silnie wpisuje się dziś w działalność organizacji pozarządowych, fundacji itp., które działają na rzecz konkretnych, lokalnych środowisk (np. mieszkańców jakiejś dzielnicy). Oczywiście istnieją wyjątki, ale nawet takie grupy jak Chorea Tomasza Rodowicza raczej nieczęsto mogą liczyć na recenzję w prasie ogólnopolskiej. Co innego nieliczne pisma branżowe – w prowadzonym przeze mnie „Teatrze” regularnie ukazują się omówienia spektakli offowych i festiwali, od czasu do czasu rzucamy też okiem na cały ruch teatru offowego. Polecam (www.teatr-pismo.pl).

MICHAŁ CENTKOWSKI
„Newsweek”, Dwutygodnik.com
Prawdę powiedziawszy, jakkolwiek banalnie to zabrzmi, wydarzeń tak z głównego nurtu, jak i z offu jest naprawdę sporo, a miejsca na pisanie o teatrze, zwłaszcza w mediach „głównego nurtu”, niekoniecznie specjalistycznych czy tzw. branżowych, coraz mniej. Brutalność selekcji sprawia, że przebijają się tylko te najważniejsze (czytaj: najgłośniej dyskutowane, realizowane przez najbardziej uznanych twórców) zjawiska z offu.

TADEUSZ KORNAŚ
Uniwersytet Jagielloński
To nieprawda, że mało pisze się o teatrze, który można nazwać offowym. Tekstów, które dotyczą offu – cokolwiek pod tym terminem rozumiemy – ukazują się dziesiątki, setki. Czytam o festiwalach, o spektaklach, o projektach; są rozmowy i dyskusje. Także jest miejsce dla tego nurtu w ogólnopolskich periodykach teatralnych. W internecie jest takich informacji, tekstów, opinii co niemiara – jeśli tylko ktoś chce poszukać. Na tak wielką „cytowalność” i obieg informacji nie mogły dawniej liczyć teatry nazywane alternatywnymi.
I tu mógłbym zakończyć. Ale byłoby to ominięcie bokiem przeszkody. Bo problem leży chyba gdzie indziej. Najpierw należałoby zdefiniować, co jest offem teatralnym. Bo są w offie obszary rzeczywiście słabo opisane, choć na taki opis zasługują. Jednak nie da się zmusić krytyków, by pisali o każdym zjawisku, nawet jeśli ich nie interesuje. Brakuje bowiem krytyki towarzyszącej (nie mylić z „krytyką” reklamową). Brakuje osoby czy osób współmyślących i współodczuwających z takim teatrem, a zarazem dobrze piszących. Nie ma po prostu wybitnych krytyków żyjących rytmem offu. Czasem ukazują się naprawdę ciekawe teksty o spektaklu czy zjawisku offowym, ale są one najczęściej pisane przez osoby zajmujące się i innymi kręgami kultury, a napisanie takiej recenzji staje się próbą zaglądnięcia autora i na tę działkę. Zresztą, nawiasem mówiąc, bardzo często nie sposób odróżnić offu od nieoffu. Czasem dobre teksty o offie piszą też osoby zafascynowane tym ruchem jako całością, ale robią to sporadycznie.
Żyć rytmem offu to znaczy odnajdywać się w formie i treściach proponowanych przez ten nurt. Gdy startowały teatry studenckie w połowie lat pięćdziesiątych XX wieku, śledził je Jerzy Koenig. Na przełomie lat 60. i 70. nurt młodego teatru opisywał wspaniale Tadeusz Nyczek. Śladem festiwali jeździł wtedy też Konstanty Puzyna – jego książki do dzisiaj fascynują żarliwością. Wybrałem tylko kilka nazwisk z przeszłości, a można wymienić ich sporo więcej. Każdy z nich jednak po pewnym czasie oddalił się od tego alternatywnego nurtu, poszukując swojego miejsca. Koenig będzie między innymi dyrektorował Teatrowi Telewizji czy „dziekanił” w szkole teatralnej, Nyczek stanie się jednym z najwybitniejszych krytyków teatru repertuarowego, Puzyna zacznie pisać poezje. Czy to była zdrada wobec offu? Nie, to było wędrowanie w zgodzie z własnymi wyborami. I dlatego każdy z nich tylko przez pewien czas żył rytmem offu, współdziałał z nim, bo na podobnej zasadzie jak artyści tworzący spektakle doznawał świata. Takiego teatru nie odnajdywał na innym miejscu. Dlatego o nim pisał. Off się jednak zmienia – i nie można być jego dożywotnim opisywaczem. Niektóre zjawiska offu są w naturalny sposób związane z przeżyciem pokoleniowym, a wtedy owo współodczuwanie potrzebuje dodatkowego elementu – dzielenia tych samych fascynacji. I jeszcze jedna konstatacja: bycie „offowym” to jeszcze nie wartość sama w sobie…
Wracając do pytania: „Dlaczego tak mało pisze się o offie?”… Jest ono wyłącznie retoryczne. Gdyby znaleźli się chętni (i dobrze piszący) autorzy, każdy periodyk teatralny regularnie publikowałby takie teksty.

JACEK WAKAR
Program Drugi
Polskiego Radia
Nie ma praktycznie miejsc, w których można by pisać o teatrze offowym. I nie ma autorów specjalizujących się w teatrze offowym. Oczywiście, znalazłoby się kilka wyjątków, ale są to ludzie, którzy funkcjonują w kręgu samych zainteresowanych, dość szczelnie zamkniętym. Brakuje im spojrzenia z zewnątrz, charakterystycznego dla krytyka, który nie współtworzy teatru offowego, ale jest jego obserwatorem. Ostatni powód. Off, mimo że powinien być zjawiskiem demokratycznym, jest jednak dosyć hermetyczny. Można to zauważyć choćby na poziomie komunikowania się – bywa, że informacje o działaniach przeznaczonych dla szerokiego grona odbiorców do nich nie docierają. Powoduje to między innymi impregnowanie środowiska offowego na resztę świata.

ANETA KRYZIOŁ
„Polityka”
Ja za mało piszę o offie z prostej przyczyny – poza wyjątkami nie wystarcza mi czasu na oglądanie teatru offowego, bo w tzw. mainstreamie dzieje się tak dużo, że stale mam zaległości i wielkie wyrzuty sumienia. Teatry publiczne traktuję priorytetowo, bo utrzymywane są z publicznych – dużych – środków i wydaje mi się, że recenzje są formą także oceny sposobów wydawania tych środków.
2. Czy off potrzebuje w ogóle krytyka?

JACEK SIERADZKI
„Dialog”
Nie umiem zatem odpowiedzieć na pytanie, „czy off potrzebuje w ogóle krytyka”. Nie wiem, czego on potrzebuje, bo nie wiem, jaki w ogóle jest. Kiedyś offem były niegdysiejsze teatry alternatywne, które od dawna ustatkowały się jako instytucje. Offem nazywa się dziś niekiedy przedstawienia, które jacyś zawodowcy robią sobie na boku, poza instytucją, ale to częściej jest zwykła komercja niż ambitne działania. Offem, o którym tylko czytam, są teatry amatorskie działające przy domach kultury, przy szkołach albo jako skrzyknięte grupy. Daję najświętsze słowo, że określeniem „amatorskie” nikogo i niczego nie wartościuję, a zwłaszcza nie deprecjonuję. Wiem, że zdarzają się tam zjawiska świetne – ale ich nie śledzę, byłbym więc nieuczciwy, gdybym się miał na ich temat mądrzyć.

ADAM KAROL DROZDOWSKI
„Teatr”, „Nietak!t”
Jak najbardziej, jednak w odróżnieniu od krytyki mainstreamu w offie powinien być on nie recenzentem, ale czułym obserwatorem i towarzyszem. Spektakl offowy, jakkolwiek poddaje się krytyce (o ile recenzent zna kontekst używanych w offie środków artystycznych), jest znikomym procentem rzeczywistej działalności – społecznej, animatorskiej, wreszcie wewnątrzwspólnotowej – grup niezależnych. W tej sytuacji znajomość i towarzyszenie takim grupom nie jest sprzeniewierzeniem się etosowi, ale koniecznością: teksty poświęcone offowi nie mogą być obiektywne (o ile założymy, że obiektywizm w krytyce istnieje), ale intersubiektywne, powinny dawać czytelnikowi świadectwo jego esencji, być przewodnikiem po jego codzienności. Off bywa krytyce niechętny, co zrozumiałe w sytuacji, kiedy krytyka nie stara się zrozumieć offu. Łatwo stwierdzić, że takie obostrzenia świadczą o słabości offu – i jest to prawda. Jednak ku tej słabości off był spychany przez lata w wyniku zmian systemowych, społecznych, kulturowych, które ominęły w jakiejś mierze środowisko krytyczne. Dziś siła offu – niepodważalna w tej kontekstowej perspektywie – sytuuje się w zupełnie innych rejonach niż te, w których czuje się silna krytyka. Doprowadzenie do ponownego spotkania tych dwóch światów wymaga dużo pracy i wzajemnej na siebie uwagi obu środowisk.

ALICJA MÜLLER
Teatralia
To pytanie można by odwrócić i zapytać, czy krytyk potrzebuje offu. Odpowiedź byłaby wówczas twierdząca – krytyk potrzebuje teatru offowego, by zmierzyć się z nienazwanym. Pisanie o tym, co peryferyjne, zmusza do zmiany perspektywy – do spojrzenia niezdefiniowanego przez dominujący dyskurs, w którym konkretne nazwiska otwierają konkretne szufladki z pojęciami (oczywiście mowa tutaj o systemie skojarzeń, nie o praktykach twórczych/recenzenckich – chociaż i te bywają schematyczne). Off pozwala na bycie pomiędzy – wprowadza w stan zawieszenia między znanym a nieznanym, przez co pobudza (albo nie) inny rodzaj krytycznej wyobraźni, a co za tym idzie – zobowiązuje do tworzenia odmiennych narracji. Tutaj można powrócić do wyjściowego pytania – zdaje się, że off potrzebuje krytyka przede wszystkim do tego, by ten towarzyszył mu w snuciu opowieści o samym sobie. Tożsamość teatru jest bowiem nie tylko tożsamością performatywną, ale także narracyjną. W tym sceny offowe nie różni się od scen instytucjonalnych – opowieść krytyka jest remedium na efemeryczność teatru jako takiego.

JACEK KOPCIŃSKI
„Teatr”
Off bardzo potrzebuje krytyka, czyli osoby, która patrzy i słucha ze zrozumieniem, pisze z fantazją, pamięta i porównuje różne spektakle, i na tej podstawie wysnuwa wnioski natury ogólniejszej. To od krytyka artysta offowy może się dowiedzieć, czy jest twórczy, oryginalny, przekonujący i skuteczny w swoim artystycznym działaniu, inny od pozostałych rówieśników i różny od artystów poprzednich pokoleń. A także – co znaczy jego przekaz i jaki jest sens jego działalności. Publiczność milczy, krytyk odpowiada twórcom i jeśli jest odpowiedzialny, nawiązuje się rozmowa. Myślę, że artyści łakną jej jak kania dżdżu, choć oczywiście często kpią z krytyków…

MICHAŁ CENTKOWSKI
„Newsweek”, Dwutygodnik.com
Myślę, że – jak każda działalność artystyczna – off potrzebuje dialogu z tym najlepiej, przynajmniej w teorii, przygotowanym widzem, czyli posiadającym odpowiedni aparat i zaplecze umysłowe krytykiem. No i tak samo jak nieoff czasem, często, potrzebuje tego „łącznika” czy pomostu między artystą, dziełem i widzem publiczność. Więc reasumując: tak! O wartościach PR-owo-promocyjnych nie wspominam, choć pewnie i takowe wchodzą w grę.

TADEUSZ KORNAŚ
Uniwersytet Jagielloński
Tak, off bardzo potrzebuje krytyków. Wydaje mi się, że zewnętrzny ogląd pracy artystycznej jest zawsze potrzebny, jeśli nie niezbędny. Zdawał sobie z tego sprawę nawet Grotowski, skądinąd pracujący w całkowitym odosobnieniu. Jeśli ze studni nie czerpie się wody – zalęgają się w niej żaby.

JACEK WAKAR
Program Drugi
Polskiego Radia
Jeżeli teatr offowy chciałby mieć zwierciadło, obserwatora, który będzie patrzył z pozycji kogoś, kto jest środkowym ogniwem między twórcą a publicznością, wtedy tak. Jeśli teatr offowy ma być tylko zabawą, sposobem realizowania swej pasji przez ludzi, którzy są w niego zaangażowani, krytyk może okazać się zbędny. Tu sam akt tworzenia jest satysfakcjonujący.

ANETA KRYZIOŁ
„Polityka”
Na pytanie, czy off potrzebuje krytyka, pewnie odpowiedzieć powinien właśnie off. Myślę, że każdemu rodzajowi sztuki dobrze robi merytoryczna ocena, obiektywne spojrzenie z zewnątrz. Problem polega na tym, że oglądając spektakle spoza głównego nurtu z doskoku, trudno je rzetelnie ocenić z powodu braku pola porównawczego. Podobny problem mam z teatrem tańca i teatrem dla dzieci – oglądam i staram się ocenić kilka produkcji rocznie; to zdecydowanie za mało, żeby wyrobić sobie sąd na temat poziomu, nurtów, rozwoju lub zwoju całej dziedziny.
3. Czy istnieje jakiś sposób na to, by rozwinąć krytykę teatru offowego?

JACEK SIERADZKI
„Dialog”
A poza wszystkim kłopot jest nie z krytyką teatru offowego. Kłopot jest z krytyką w ogóle. Prasa wypina się na obowiązek jakiegokolwiek omawiania zdarzeń z dziedziny sztuki; bywają spektakle dużych, instytucjonalnych teatrów, o których nie pisze pies z kulawą nogą. Cóż mówić o wydarzeniach w offie, czyli w dość wąskim obiegu? Off ma zapewne szansę na niszową krytykę uprawianą przez niewielką grupę komentatorów stale śledzących tę twórczość. Taka krytyka może mieć dużą wagę dla samych twórców – jeśli nie uwikła się zbytnio w towarzyskie układy, jeśli nie zatrzaśnie się w getcie, jakim jest każde tak ograniczone środowisko. Tego rodzaju niebezpieczeństwo jest właściwie nieuniknione – ale trzeba się przed nim bronić, ile sił.

ADAM KAROL DROZDOWSKI
„Teatr”, „Nietak!t”
Takie działania się rozpoczęły. Przede wszystkim warto animować spotkania obu środowisk. Obecność grupy młodych krytyków ze Szkoły Krytyki Teatralnej w Siennej na tegorocznym jubileuszowym Bramacie była przykładem celowości takich spotkań. Pasja i otwartość ludzi offu każą krytykom – zwłaszcza młodym i nieobarczonym sztampami – odwzajemniać tym samym. Ważne tylko, żeby spotkanie zaszło – a tu nie wystarczy jednorazowy pokaz raz na miesiąc w Instytucie Teatralnym (chociaż cykl Zosi Dworakowskiej Mów za siebie fantastycznie animuje z kolei zderzenie wrażliwości twórców offowych i warszawskiej publiczności, otwierając przed nią nieznane zazwyczaj horyzonty), ale właśnie intensywna współobecność trwająca w czasie.
Zmiana musi zachodzić powoli, systemowo: od zwiększenia świadomości istnienia ruchu (na to zaczynają wpływać inicjatywy takie jak Zachodniopomorska Offensywa Teatralna, Akademia Teatru Alternatywnego czy startująca Ogólnopolska Offensywa Teatralna) przez animowanie spotkań, będące de facto wychowywaniem krytyków w off zaangażowanych, ale i – zwiększenie należnego offowi miejsca na łamach pism i portali teatralnych aż po przyzwyczajenie widza do obecności interesującego i wartościowego zjawiska teatralnego, jakim jest off.

ALICJA MÜLLER
Teatralia
Gdyby artyści rzeczywiście (zob. fanpage Teatr Polski – w podziemiu) zeszli z głównych scen do podziemia, pewnie poszliby za nimi krytycy. Być może wówczas urzeczywistniłaby się – już mocno zakurzona – przepowiednia Puzyny o rewolucji, która miałaby doprowadzić do odwrócenia porządku – chłop byłby królem, a off, w geście tyleż wichrzycielskim, co ocalającym, strąciłby teatr instytucjonalny z tronu. Tymczasem off sam powinien zadbać o to, by chciano poddawać go krytycznej analizie. Jakiś czas temu dostałam od dyrektora jednej z krakowskich scen offowych zaproszenie, które zaczynało się od słów „Uprasza się o wizytę krytyka”. Jakkolwiek śmiesznie nie brzmiał ten apel, dalsza jego część była już nieco bardziej rozsądna – mój (ostatecznie niedoszły) gospodarz tłumaczył, że teatrowi robią lepiej złe recenzje niż niepisanie o nim wcale. Możliwe, że w tej gotowości na nadstawienie i jednego, i drugiego policzka tkwi metoda.

JACEK KOPCIŃSKI
„Teatr”
Po trzecie: tak, najlepiej stworzyć portal poświęcony teatrowi offowemu, zapraszać do współpracy ciekawych recenzentów, publikować rozmowy i opinie, informować o wydarzeniach, a potem poddawać je krytyce, czyli opisywać na różne sposoby.

MICHAŁ CENTKOWSKI
„Newsweek”, Dwutygodnik.com
Nie wiem. Apelować o więcej miejsca dla teatru we wszelkich odmianach nie ma chyba sensu, więc może jakaś większa przestrzeń jeśli idzie o specjalistyczne media, nagrody, przeglądy. Może więcej festiwali z prawdziwego zdarzenia, takich jak np. fantastyczna Międzynarodowa Teatromania z Bytomia, prowadzona przez Dagmarę Gumkowską, która ściąga nadludzkim wysiłkiem offowy teatr z całego świata do Bytomia za jakieś śmieszne pieniądze.

TADEUSZ KORNAŚ
Uniwersytet Jagielloński
Nie pomogą granty, konkursy, stymulacje finansowe, nawet przyjaźnie. Wyobraźmy sobie oczywistą sytuację stymulującą stworzenie „krytyka offu”: konkurs na recenzję. Zwycięzca konkursu na tekst o offie przyjmie nagrodę, a następny tekst napisze na kolejny konkurs, powiedzmy o Dziadach w Teatrze Narodowym. Żeby było jasne, nie upatruję w takiej postawie niczego złego. Bo to nie jest tak, że wchodząc głęboko w jakiś offowy nurt, automatycznie pisze się lepiej. Zupełnie nie jest tak. Czasem ktoś, kto nigdy nie czuje się związany z offem, napisze niezwykle cenny, wspaniały tekst. A potem pojedzie opisywać co innego. To też dobra droga.
Jednak jak się domyślam, Państwa pytanie dotyczyło konsekwentnego pisania o tym nurcie. Odpowiadam więc wprost: jeśli nie powstanie silny jak magnes artystyczny czar offu, a równocześnie nie znajdzie się ktoś, kto będzie żył tym ruchem, żadne systemowe stymulacje nie pomogą. Off powinien być przeciwsystemowy.
Mam oczywiście swoją wizję, jaki powinien być krytyk offu. Pisanie powinno być dla niego wtórne wobec wewnętrznego doświadczenia. Off musi stać się autentyczną fascynacją, o której chce się opowiedzieć. No i – co jest fundamentalne – do pisania potrzebny jest talent.
A może to też trochę wina artystów współczesnego offu, że nie ma on wiernej, towarzyszącej mu krytyki?

JACEK WAKAR
Program Drugi
Polskiego Radia
Nie mam żadnego gotowego planu na rozwój krytyki teatru offowego. W czasie kryzysu, jaki przeżywa krytyka w ogóle, jakimś rozwiązaniem może okazać się próba integracji środowisk twórców i krytyków poprzez platformę otwartą na wypowiedzi przedstawicieli obu stron.

ANETA KRYZIOŁ
„Polityka”
W moim przypadku – powiększyć tydzień o jeszcze jeden weekend.