nietak!t – kwartalnik teatralny

Struktura śmiechu

Teatr 21 z Warszawy, Rewolucja, której nie było, reż. Justyna Sobczyk

Czym jest śmiech? Twórcy przedstawienia Rewolucja, której nie było, wyjaśniają najkrócej – jest fizjologiczną odpowiedzią na humor. Można tę odpowiedź podzielić na cztery fazy: uśmiech, chichot, śmiech oraz rechot. Każda z nich przynosi ciału rozmaite korzyści, choćby ładunek endorfin, które zaczynają się pojawiać już po minucie śmiechu. Co, prócz czysto fizycznych zysków, przynosi ze sobą śmiech? I tu znów najkrócej – wyzwolenie. Od schematów codzienności, od konwenansów, nakazów i zakazów.


Od tych wyjaśnień rozpoczyna się spektakl Teatru 21. Maciej Pesta naukowo-żartobliwym tonem wyłuszcza widzom wspomnianą definicję, rozkłada ją na czynniki pierwsze, które następnie skrupulatnie analizuje. Po chwili dołączają do niego aktorki Teresa Foks i Aleksandra Skotarek, które włączają się w trwający wykład, ilustrując gestem i dźwiękiem objaśniane przez aktora składowe śmiechu. Obserwując tę scenę, trudno powstrzymać się od śmiechu czy choćby uśmiechu. Ale jednocześnie cały czas dźwięczy nam gdzieś z tyłu głowy hasło sformułowane podczas wykładu – wyzwolenie. Bo w istocie to o wyzwoleniu właśnie opowiada inicjująca spektakl Teatru 21 scena. O wyzwoleniu poprzez narzędzie najbardziej proste, przyrodzone naturalnie każdej istocie ludzkiej. I wbrew pozorom, co udowadnia przedstawienie, niemożliwe do odebrania czy okiełznania. A zarazem zdolne do rozbrojenia tego, co zdawać by się mogło nienaruszalne, niemożliwe do pokonania.


Co zatem chce rozbroić Teatr 21? Co Rewolucja, której nie było chce podważyć, w co uderza? Fundamentem przedstawienia jest protest, o którym w ubiegłym roku huczała cała Polska. Wówczas przez czterdzieści dni, od 18 kwietnia do 27 maja, grupa osób z niepełnosprawnościami oraz ich opiekunów wyraziła swój sprzeciw wobec urągającej wszelkim standardom sytuacji niepełnosprawnych i ich bliskich w Polsce. Protestujący okupowali budynek Sejmu, żądając od politycznych decydentów zmian, które minimalnie (!) podniosłyby poziom ich codziennej egzystencji. Bunt ten, czego można się było spodziewać, natychmiast uruchomił zaklinającą rzeczywistość zastępczą narrację. Najbardziej oburzającym jej wymiarem było odebranie protestującym podmiotowości. Politycy u władzy i sprzyjające im media uznały ludzi z niepełnosprawnościami za marionetki w rękach ich prowadzących polityczną rozgrywkę bliskich. Niepełnosprawni nie zostali zaproszeni do dialogu, odgórnie zakwestionowano ich głos, nie dano przestrzeni do jego wybrzmienia. Skrajnie opresyjny wymiar zdarzeń z kwietnia i maja 2018 roku pogłębiły „pomniejsze” historie – zasłonięcie protestujących kotarami i banerami na czas szczytu parlamentarnego NATO czy uniemożliwienie spotkania z uczestnikami protestu weterance Powstania Warszawskiego, Wandzie Traczyk-Stawskiej. Próby wycięcia protestujących z publicznego dyskursu i odseparowania ich najdobitniej skomentowała wówczas Janina Ochojska, która stwierdziła, że „łatwiej było się dostać do okupowanego Sarajewa” niż na Wiejską.


Teatr 21 od początku swego istnienia podejmuje w swoich spektaklach problemy, z którymi na co dzień mierzą się osoby z niepełnosprawnościami i ich bliscy. W kontekście dotychczasowej działalności warszawskiego zespołu powstanie Rewolucji… nie dziwi więc w żadnej mierze. Zespół Teatru 21, tworzony w dużej mierze przez osoby z niepełnosprawnościami, nie przywołuje zdarzeń z kwietnia i maja 2018 roku na zasadach prostej rekonstrukcji. Bo też po cóż odtwarzać coś, co odbierało głos? Dla twórców spektaklu protest, o czym dobitnie świadczy tytuł, natrafił na grunt, który oparł się skutecznie namowom do społecznych i politycznych zmian. Warszawski spektakl po to wraca do historii rewolucji, która się nie wydarzyła, aby oddać głos tym, którym wówczas nie pozwolono mówić. Ich głos, a przede wszystkim ich śmiech rozbraja ramy schematów, które wtedy nie zostały zdetonowane. I w te zbombardowane śmiechem miejsca wpisuje szczerą, intymną narrację, która zaprasza do spotkania, rozmowy, zrozumienia.


Przedstawienie Teatru 21 ma dwudzielną konstrukcję. W pierwszej części figurą (bliską postaci tricksterskiej) otwierającą spektakl jest postać grana przez Macieja Pestę. Bohater Pesty, po wygłoszeniu wykładu o śmiechu, znika na moment, by pojawić się za chwilę w rozmaitych wcieleniach – konduktora w pociągu z Torunia do Warszawy, którym podróżują Adrian, Kuba i ich Matki (Daniel Krajewski, Aleksander Orliński, Beata Bandurska i Martyna Peszko) czy strażnika sejmowego, ale przede wszystkim Kronikarza czterdziestodniowego protestu. Bohater Pesty wprowadza w przedstawiane zdarzenia nutę niepokoju (spotęgowaną świetną muzyką na żywo), za pomocą przesadnych, przerysowanych gestów i mimiki postać kreuje wokół fundamentów protestu aurę sensacyjności, niecodzienności, sugeruje „nienormalność” zdarzeń, których jest świadkiem („Na wózku do Warszawy?!”).


Początkowo spektakl Sobczyk stanowi rodzaj dokumentu. W przestrzeni Sejmu zbiera się, przedostawszy się tam głównie szemranymi metodami, grupa zupełnie tam nieoczekiwana. Aktorzy rozwijają transparenty – te, które faktycznie zawisły w Sejmie w 2018 roku – i rozpoczynają prezentację swoich postulatów. Pokrzykujące co rusz Matki zwracają uwagę na to, co musi stanowić siłę tego buntu. Nie prawdziwość postulatów, te w dobie postprawd natychmiast mogą zostać podważone, ale konsekwencja i upór, reprezentowane przez mocne nogi i silne ramiona, potrafiące bez przerwy dzierżyć transparenty. Tricksterska postać Macieja Pesty natychmiast uruchamia pamiętną narrację decydentów. „Matki, którym się w dupach poprzewracało” – rzuca w kierunku protestujących, którzy w odpowiedzi na zastępcze formułki oznajmiają napisem na płaszczu jednej z Matek: „Sram na litość”. Kolejne sceny przedstawienia przywołują losy tych, którzy mieli siłę i odwagę na sprzeciw – wymazywanie ich, ukrywanie, odgradzanie. Odbieranie im głosu i w jego miejsce wpisywanie wyświechtanych, ale łatwych do podchwycenia przez społeczeństwo formułek. „Matki wykorzystują swoje naiwne, biedne dzieci” – krzyczy bohater Pesty, narzucając na postaci protestujących białe prześcieradła. Farsowo-polityczny charakter tej części spektaklu intensyfikują sceny jawnie drwiące z oderwanych od rzeczywistości komentarzy, które w 2018 roku, na zasadzie zasłony dymnej, próbowały unieważnić realność przedstawianych przez protestujących problemów – jak scena, w której Magdalena Świątkowska parodiuje Panią Prezydentową uspokajającą opinię publiczną uśmiechem i zgrabną, poprawną formułką czy fragment, kiedy Barbara Lityńska w roli Jarosława Kaczyńskiego obiecuje „pieniądze dla niepełnosprawnych”. Sceny te, pomimo pewnej przewidywalności i dosadności, niezwykle celnie oddają aurę, która towarzyszyła protestowi, a zwłaszcza charakter odpowiedzi, z którymi się spotkał – pełnych cynizmu politycznego, buty, ale przede wszystkim nieustannego pomijania tych, którzy do Sejmu przyszli.


Dalsze partie przedstawienia Sobczyk porzucają dokumentalno-farsowy charakter pierwszych scen. Głos otrzymują w końcu ci, którzy byli dotąd zagłuszani. Przedstawienie wprowadza w swoje ramy marginalizowane dokumenty buntu – kartki pocztowe wysyłane do protestujących, listy. Niepełnosprawni aktorzy zespołu Teatru 21 oznajmiają widzom swoją rzeczywistą sytuację egzystencjalną, swoje niepokoje, lęki, swój żal. Mówią o niezmiennym, uporczywym postrzeganiu osób z niepełnosprawnościami przez pryzmat uprzedzeń. „Chcemy mieć prawa zdrowych ludzi”, „Nie jesteśmy małymi dziećmi”. Inscenizacyjnie druga część przedstawienia prezentuje się dużo bardziej różnorodnie – twórcy świetnie ogrywają proste rekwizyty, jak piłki rehabilitacyjne, które stają się ważnym elementem przestrzeni scenicznego ruchu. Druga część przedstawienia przechodzi w iście punkową, anarchistyczną formę. Mocnemu słowu towarzyszy równie mocny gest, krzyk, intensywna muzyka. Aktorzy podejmują wątki nieistniejące w debacie publicznej, wstydliwe, zaniechane. Mówią o swoich potrzebach budowania relacji innych niż te wyznaczane przez linię chory-opiekun, i pragnieniu nawiązywania partnerskich stosunków, o świadomości własnej cielesności, seksualności. Ta część przedstawienia budzi podziw swoją bezkompromisowością i opieraniem się presji społecznej poprawności, mówiąc o sprawach, dla jakich wciąż nie potrafimy znaleźć w społecznych rozmowach adekwatnego języka.


Czterdziestodniowy protest z 2018 roku nigdy się nie zakończył. Został jedynie zawieszony, o czym bezpardonowo przypomina zespół Teatru 21. „Protest będzie trwał, dopóki nie zaczniecie nas traktować jak dorosłych ludzi” – mówią aktorzy. Rewolucja, której nie było śmiechem, farsą, teatralnym „przegięciem” oddaje głos tym, którzy od lat nie chcą być wysłuchani, których podmiotowość jest wciąż podważana. To teatr bardzo dobrze pomyślany, precyzyjnie zbudowany (na duży pokłon zasługuje zwłaszcza poprowadzenie aktorskiego zespołu i warstwa muzyczna) i do bólu szczery. Przywracający zarazem podupadłą w obecnych czasach wiarę w krytyczną i prowokującą do zmian moc sztuki.


Teatr 21, Warszawa
Rewolucja, której nie było
scenariusz:
Justyna Sobczyk, Justyna Lipko-Konieczna
reżyseria: Justyna Sobczyk
scenografia: Wisła Nicieja
muzyka: zespół Pokusa – Tymek Bryndal, Natan Kryszk i Teo Olter
ruch sceniczny: Justyna Wielgus
obsada: Maciej Pesta, Beata Bandurska, Teresa Foks, Daniel Krajewski, Maja Kowalczyk, Barbara Lityńska, Aleksander Orliński, Martyna Peszko, Aleksandra Skotarek, Magdalena Świątkowska, Piotr Sakowski
premiera: 7.12.2018