nietak!t – kwartalnik teatralny

Przyjaciele

Vagabond Physical Collective, Lorem ipsum, reż. Paweł Urbanowicz

Tekst, którego nie rozumiemy. Tekst, który nic nie znaczy. Tekst jako znak, który pozwala skoncentrować się na kształtach. Tekst jako metafora. Lorem ipsum to pierwsze słowa cytatu z Cycerona używanego w charakterze poligraficznego narzędzia wypełniającego przestrzeń, którą docelowo zajmie tekst właściwy. „Chodzi o to, żeby zredukować zawartość tak, abyśmy mogli w ogóle zobaczyć rzeczy…” – pisała Susan Sontag w eseju Przeciw interpretacji i choć kontynuacja tego ustępu dotyczy funkcji krytyki, to równie dobrze możemy napisać: funkcją sztuki „powinno być pokazanie tego, jak jest to, co jest, a nawet pokazać raczej, że jest, aniżeli pokazać, co znaczy”. Lata 60. i 70. XX wieku były dawno temu, wie o tym także teatr tańca. Vagabond Physical Collective – wbrew tytułowi swojego debiutanckiego przedstawienia – nie rezygnuje ze znaczeń, nie koncentruje się też na najbardziej awangardowych osiągnięciach tańca post-modern, w recepcji których pomocne były refleksje Sontag. Wręcz przeciwnie. Przede wszystkim dostarcza znakomitej rozrywki. Dosłownie można za to potraktować nazwę tego „niezależnego, nieformalnego kolektywu artystycznego” powstałego w 2018 roku. Jak na wagabundów przystało, młodzi artyści nie mają własnej siedziby, pozostają jednak związani z Bytomiem – poznali się na tamtejszym Wydziale Teatru Tańca krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych. Po środki na powstanie pierwszego przedstawienia zawędrowali jednak do Suwałk, skąd pochodzi reżyser Paweł Urbanowicz oraz dramaturdzy – Anna Turczyńska i Franciszek Szumiński. Siedzibę ma tam także partner kolektywu – stowarzyszenie Nie Po Drodze. O dalszej historii powstania ich debiutanckiego spektaklu opowiada jedna z artystek grupy, Monika Witkowska: „W Teatrze Rozbark odbyliśmy rezydencję artystyczną, podczas której domykaliśmy całość spektaklu. Później przemieściliśmy się do Suwalskiego Ośrodka Kultury, w którym po kilku dniach prób zagraliśmy prapremierę. Po pewnym czasie wróciliśmy na scenę w Bytomiu i tutaj przedstawiliśmy premierę”. Warto wiedzieć, z jakimi wędrówkami wiąże się robienie teatralnego offu, również wtedy, gdy w kieszeniach gniotą się dyplomy. Zwłaszcza że związana z procesem twórczym prozaiczność odbija się w samym przedstawieniu.


Z mroku…


…wyłania się Wiktoria Zawadzka. Jej ruchy naznacza zwierzęca czujność. Raz po raz zniża się do parkietu. Na chwilę znajduje na nim bezpieczne posłanie. Napięta i uważna wstaje, skrada się. Nabiera prędkości, na czworaka obchodzi przestrzenie, jak cała niemal scena puste i ciemne – czai się tam coś niebezpiecznego. Tańczy nisko i nisko gra ambientowa muzyka, której smolistość powoli rzednieje. Klaruje się z niej tango Ja śpiewam piosenki w wykonaniu Hanki Ordonówny. Jest coś niepokojącego w tej dobiegającej jak ze snu kobiecej prośbie o przebaczenie kierowanej do „miłego”. Wraz z jej ponownym rozmyciem (tym razem w szumie) z mroku wyłoni się szkicowa scenografia. Z sufitu zwisają szarfy, czyli kontury ścian. Na jednej z nich wiszą dwa obrazy. Obok stoi stolik z książkami i doniczkową rośliną, po drugiej stronie jasna kanapa, która będzie wielokrotnie przekręcana i przestawiana. W jednej ze scen podniesiona na sztorc zamieni się w kolumnę. Teraz siedzi na niej trzech mężczyzn i kobieta. Zawadzka staje z boku – zamarła jak manekin. Fonosferę wypełnia nieinwazyjna muzyka rodem z galerii handlowej lub telenoweli. Oto świat, w którym się spotykamy. Świat do bólu zwyczajny i pełen zwykłych uczuć. Czy może być coś bardziej fascynującego od codzienności paczki znajomych, w której mieszczą się dwie damsko-męskie pary oraz jeden kolega oddelegowany do tzw. friend zone? Artyści, jak gdyby wyczuwając odstraszającą siłę takiego opisu, bronią się przed prozaiczną interpretacją. W nocie promocyjnej przedstawienia czytamy cokolwiek asekuracyjny opis: „traktat o przekraczaniu granic w celu zaspokojenia własnych pragnień”. Tymczasem spektakl to próba spojrzenia na nasze życie wypełnione Lorem ipsum. Pisząc „nasze”, mam na myśli nie tylko rówieśników młodych artystów. Historie miłosnych zmagań wpisanych w przyjacielskie relacje są uniwersalne i choć często przynależne młodości, to przecież wiadomo, że nawet starzy byli młodzi. Nieprzypadkowo twórcy ułożyli ścieżkę dźwiękową z dawnych i często zapomnianych przebojów, które powracać będą w kolejnych scenach. Piosenki są ważne również dlatego, że jako jedyne w przedstawieniu niosą ze sobą tekst.


Wróćmy na kanapę


Na środku siedzą przytuleni Monika Witkowska i Jarosław Mysona. Po jednej stronie widzimy grającego dłońmi Oscara Mafę (przyjaciela), a po drugiej Omara Karabuluta (konkurenta). Zawadiacką, apaszowską naturę tego ostatniego poznajemy po dresowych spodniach stanowiących przeciwwagę dla zapiętej pod szyję koszuli Mysony – kostiumowa dosłowność zdaje się adekwatna dla charakteru opowieści. Zwłaszcza że różnice w garderobie uzupełnią się w scenie, gdy obydwaj (z rękami demonstracyjnie trzymanymi w kieszeniach) synchronicznie zatańczą do Nikodema Adama Astona. Pozostali bohaterowie będą tę walkę kogutów ostentacyjnie ignorować. Seksapil, filmowa uroda, sportowy styl – o których śpiewa Aston – wszystko to służy nam zazwyczaj jako broń w egocentrycznych pojedynkach o atencję. Lorem ipsum, opowiadając o gmatwaninie uczuć, opowiada również o tego rodzaju trwonieniu energii.


Opisywanie tego, jak rozkładają się związki między przyjaciółmi, czyli kto kogo podrywa, kto z kim konkuruje, kto w kim się kocha i kogo z kim zdradza, prowadzi na manowce. Najważniejsza w Lorem ipsum wydaje się radość z bezpretensjonalnego opowiadania historii w gruncie rzeczy banalnej. Częściej patrzymy na nią z rozbawieniem niż ze wzruszeniem, ale to żadna wada, bo i pretekstów do wzruszeń nie brakuje. Młodzi tancerze kipią energią, która przelewa się przez rampę i wdziera na widownię. Najwidoczniej mają wiele radości z wymagającej fizycznie choreografii. Atmosfera zabawy udziela się choćby w scenie, w której z offu płynie głos Karin Stanek wołającej Jimmiego Joe, a aktorzy prześcigają się w krzykliwych kanapowych ewolucjach. Akrobacje nie kończą się najlepiej dla bohatera granego przez Mafę, który (często pełniąc w przedstawieniu funkcję humorystyczną) kończy, tkwiąc z głową między poduszkami. Ekwilibrystyczność bywa jednak zwodnicza. Świetna scena walki Witkowskiej i Mysony o pozycję w związku, polegająca na powtarzanym straceńczym rzucaniu się bohaterki za krawędź kanapy, z każdym kolejnym skokiem traci na widowiskowości. W tym samym czasie tuż obok za ścianą rozgrywa się tragikomedia. Zawadzka odrzuca awanse Karabuluta, któremu nie pomaga nawet wsparcie Mafy. A gdy towarzysząca im głosem Joanna Rawik w swym przeboju Romantyczność dojdzie do wersów: „Fryderyku powiedz sam/ ile szczęścia można znaleźć/ albo wcale/ żadnych pragnień, żadnych marzeń/ co się spełnią”, Zawadzka wzbudza somnabuliczny wir, który wciąga i wypluwa kolejnych tancerzy.


Można się zżymać na zbytnią niekiedy dosłowność, a nawet banalność niektórych scen. Równie dobrze można jednak uznać ich obecność za dowód na sprawne posługiwanie się kliszami. Efektowne choreograficznie opracowanie wątków, którymi nieustannie karmią się rzesze odbiorców (choćby komedii romantycznych), to sprytne przejęcie popkulturowych środków, nie zaś niedostatki artystycznych ambicji – choć bez wątpienia jest to rozwiązanie ryzykowne, czego najlepszym przykładem wyraźnie ocierające się o kicz solo Mysony z szarfami. Z tej samej kategorii jest także wędrowanie na miłosne spotkanie po książkach niby leżących na dnie strumienia kamieniach. Finał tej historii, czyli widowiskowy upadek Witkowskiej obarczonej przez Mysonymakulaturą, jest tyleż gorzki, co przewidywalny.


To nie jest świat dla słabych kobiet…


…dlatego tancerka zakłada ochraniacze i ćwiczy kolejne upadki, raz po raz z impetem uderzając o parkiet. Efektowność i powtarzalność tej sceny oraz walka bohaterki o rękawiczkę, czyli ostatni i nieosiągalny element pancerza, to swoista lekcja feminizmu. A właściwie pytanie, czy ćwiczenie się w obrywaniu może być techniką samoobrony? Najwidoczniej tak, na koniec bowiem bohaterka nie tylko nie potrzebuje brakującej rękawiczki, ale i zyskuje władzę nad podającym ją jej mężczyzną (Karabulut). Kluczowe dla tej historii napięcia na linii damsko-męskiej wyraźniej realizowała do tej pory Zawadzka. Grana przez nią postać była zdolna skłonić do naśladownictwa wpatrzonych w nią mężczyzn. Emancypacja bohaterki Witkowskiej jest zaś pozorna. W finale przedstawienia spróbuje uwieść tego trzeciego, czyli Mafę – do wtóru upiornie zwolnionego Nikodema. Fiasko jej starań podkreśla niemożność ucieczki z niszczycielskiej sekwencji zdarzeń. Czym jednak jest ta próba podboju męskiego serca? Poszukiwaniem dowodu na własną siłę? Bohaterka Witkowskiej położy się do odwróconego łóżka jak do trumny. Pytanie o relacje władzy wydaje się zasadnicze. Feministyczne aspekty mają jednak pewien niezbywalny męski rys, czego najlepszym dowodem scena, w której obydwie bohaterki stopniowo przejmują kontrolę nad połączonym z nimi (a później przez nie związanym) szarfami Karabulutem. Ta akurat klisza mężczyzny zdominowanego przez pajęczą przebiegłość kobiet i skazanego na zrywanie nici w samotności pobrzmiewa tonem fałszywego trudu i ukrytej satysfakcji z bycia zdominowanym, a więc i zauważonym – uwielbionym. Jedynym wyłamującym się z tego układu zdaje się być bohater grany przez Mafę ze swoim zabawnym i tańczonym w ciszy numerem, w którym partneruje mu doniczkowe drzewko. Ociera się o nie, po to by za chwilę użyć go jako karabinu maszynowego, a później zająć jego miejsce na stoliku w charakterze żywego posągu. Koniec końców i on stara się zrealizować potrzebę bycia zauważonym. Wtapia się więc w otoczenie. Choć pasuje, jest jak Lorem ipsum – nic nie znaczy.


W finale bohaterowie wracają do pozycji wyjściowych, jak gdyby sugerując, że zawsze dochodzimy do punktu wyjścia lub też że opowiedziana przed chwilą historia powtarza się nieustannie i wszędzie, co dowodzi jej uniwersalności. Jednocześnie jej intymność podkreśla perspektywę jednostki, nasze odbicie w oglądanych tańcach. Wychodząc ze spektaklu VPC, warto zadać sobie pytanie o własny status tekstowy.


Vagabond Physical Collective
Lorem ipsum
reżyseria:
Paweł Urbanowicz
dramaturgia: Franciszek Szumiński, Anna Turczyńska
muzyka: Mateusz Flis
reżyseria świateł: Paweł Murlik
wideo: Paweł Szymkowiak
obsada: Omar Karabulut, Oscar Mafa, Jarosław Mysona, Monika Witkowska, Wiktoria Zawadzka
premiera: 14.09.2018