nietak!t – kwartalnik teatralny

Off jest przestrzenią wolności

Rozmowa z Przemysławem Jaszczakiem

Monika Wąsik: Istnieje takie przekonanie, że dla wielu aktorów, którzy po skończeniu szkoły nie otrzymali angażu w teatrze instytucjonalnym, teatr niezależny jest jedynie poczekalnią. Czy to samo mówi się w środowisku lalkarzy?

Przemysław Jaszczak: To prawda. Mówi się, że wydziały lalkarskie kończą osoby, które nie dostały się na wydziały dramatyczne. I jest w tym całkiem dużo prawdy, ale wśród studentów znajdziemy też tych, którzy chcieli realizować się właśnie w takim gatunku teatru. Jest też grupa ludzi, którzy w trakcie studiowania zakochali się w lalkach i teraz nie wyobrażają sobie pracy w teatrze dramatycznym. Podobnie jest z teatrem niezależnym. Znam wiele osób, które go tworzą z ogromnym oddaniem, spełniając wyznaczoną misję, i przy tym realizują własną pasję. Mam tu na myśli zarówno reżyserów, jak i aktorów, scenografów, muzyków itd. Dla artystów, którzy początkowo „czekają” w offie, w pewnym momencie właśnie ten świat staje najważniejszy i tylko na takim polu chcą tworzyć. Nie wiem, czy da się inaczej. Chyba nie jest możliwe, aby tworzyć dobry teatr offowy, traktując go jedynie jako „poczekalnię”. Ta forma teatru szczególnie wymaga od twórcy pełnego zaangażowania, gotowości i ciągłego chodzenia na kompromisy. To swojego rodzaju powołanie, trzeba to czuć.

Rozumiem, że dla ciebie teatr niezależny nie był tylko etapem przejściowym, lecz raczej niezbędnym elementem albo nawet warunkiem drogi artystycznej.

Nie wyobrażam sobie swojej drogi artystycznej bez teatru offowego. Myślę, że bez niego moja twórczość wyglądałaby teraz inaczej, a ja byłbym zupełnie innym człowiekiem.

Czy oprócz rozbudzenia pasji i wykuwania warsztatu teatr niezależny pozwolił ci zdobyć także inne praktyczne umiejętności?

Instytucja państwowa ma wielu pracowników i każdy z nich jest odpowiedzialny za inne zadanie. W offie trzeba zazwyczaj zrobić wszystko samemu. Czasem jest tak, że po spektaklu trzeba umyć po sobie podłogę, bo nikt nie zrobi tego za ciebie. Trzeba być człowiekiem orkiestrą i robić wszystko – pisać wnioski o dofinansowanie, zdobywać fundusze, potem wypromować spektakl, a jeszcze później trzeba go sprzedać i rozliczyć. W taką pracę trzeba włożyć dużo energii, czasu i miłości. Ale daje ona satysfakcję i oczywiście także uczy. Człowiek staje się przez to bardziej zaradny, przedsiębiorczy i samodzielny. Wydaje mi się, że tego właśnie nauczyłem się, działając w teatrze niezależnym. Można powiedzieć, że poznałem dzięki temu każdy etap produkcji spektaklu.

Ale w ostatnich latach przeważnie pracujesz w teatrach instytucjonalnych, choć rzeczywiście nadal realizujesz też spektakle w teatrach niezależnych. Dlaczego nie porzuciłeś offu? Czy teatr niezależny daje ci coś, czego nie daje teatr instytucjonalny?

Większość spektakli rzeczywiście tworzę w teatrach instytucjonalnych. Realizuję przede wszystkim spektakle dla dzieci i młodzieży – głównie takie, które przełamują jakieś tabu. Często spotykam się z odmową i niechęcią, gdy proponuję dyrektorowi tekst, który nie jest klasyczną bajką, tylko mówi o czymś więcej i na przykład burzy piękny, słodki, ładnie poukładany świat dziecka.

W takim razie zdradź, który z twoich spektakli był zbyt odważny dla teatru instytucjonalnego.

Takim spektaklem była między innymi Grzeczna Gro Dahle. To historia o dziewczynce, która jest bardzo grzeczna i nigdy nie odzywa się niepytana – zawsze podnosi rękę, gdy chce coś powiedzieć. Jej bierna postawa doprowadza do sytuacji, w której zamienia się w ścianę. Długo w niej siedzi, aż w końcu coś w niej pęka i rozwala ścianę na małe kawałki. Wychodzi z niej jako ktoś inny – ktoś, kto zaczyna mieć własne zdanie i ktoś, kto chce przejąć kontrolę nad swoim życiem. Proponując ten tytuł w teatrach, spotykałem się z niechęcią. Pytano mnie, dlaczego chcę wmawiać dzieciom, że mają przestać być grzeczne, i odmawiano chęci uczestniczenia w tej rebelii – to znaczy w prowokowaniu dzieci do buntu. Z odmową spotkałem się także, gdy chciałem inscenizować Wojnę tej samej autorki. Jej poetycka opowieść porównuje życie dziewczynki, której rodzice są w trakcie rozwodu, do konfliktu zbrojnego. Kłótnie i awantury są tutaj potraktowane jako wojna. Te teksty – odrzucone przez teatry instytucjonalne – idealnie sprawdziły się w teatrze niezależnym, który nie boi się trudnych tematów. Pierwszy ze spektakli zrealizowałem w niezależnym norweskim teatrze Open Window, drugi z moją grupą-kolektywem Teatrem Glósoli i Teatrem Papahema.

To, co mówisz, uświadamia mi, że być może to właśnie teatr dla dzieci i młodzieży – jak żaden inny – pokazuje, że teatr niezależny jest miejscem dla tych odważniejszych i zapewne bardziej ryzykownych projektów, które nie mają szansy zaistnieć na scenach instytucjonalnych.

To piękna wizja, aby to właśnie teatr niezależny był takim miejscem, w którym również do młodych widzów mówimy o poważnych, czasem kontrowersyjnych rzeczach. Warto zwrócić tutaj uwagę na to, że dla dzieci nie ma tabu. One się nie zamykają, nie ograniczają, nawet nie wiedzą, że coś jest zakazanym czy trudnym tematem. To bardziej my, dorośli to robimy i oczywiście narzucamy swoje zdanie.

Traktujesz teatr niezależny jako miejsce dla tych właśnie bardziej ryzykownych projektów?

Z pewnością tak. Teatr niezależny jest miejscem dla takich ryzykownych projektów. Podam przykład. Kiedyś miałem takie marzenie, żeby zrealizować tekst Magdy Fertacz Śmierć Kalibana dla młodzieży. Tu znowu spotkałem się z oporem ze strony dyrektorów instytucjonalnych placówek. Postanowiłem zrobić ten spektakl właśnie w offie. Niestety, nie udało mi się pozyskać funduszy na jego realizację. Możliwe, że był to już wtedy niewygodny temat albo po prostu nieistotny, bo Fertacz pisała o problemach Trzeciego Świata, o wyzysku i taniej sile roboczej. Czułem ogromną potrzebę mówienia o tym, uświadamiania, dlatego bez wahania wziąłem pożyczkę i zorganizowałem wszystko sam. Z zaprzyjaźnionymi aktorami wyjechaliśmy na wieś w Góry Sowie i tam w małym garażu z myszami i owadami przez kilka tygodni tworzyliśmy ten projekt. Spektakl został bardzo pozytywnie odebrany przez widzów i prasę. Co prawda Śmierć Kalibana została zagrana tylko raz, bo wszyscy aktorzy byli na etatach, w dodatku porozrzucani po całej Polsce, i spektakl nigdy się nie zwrócił i nie zarobił na siebie, ale ja nie żałuję tej inwestycji. To była piękna przygoda. Dla mnie wtedy to była także możliwość wyrażenia siebie i swoich poglądów. I właśnie tym dla mnie jest teatr niezależny – przestrzenią, w której najważniejsza jest wolność!

No dobrze, a teraz odwróćmy pytanie. Mówisz, że teatr niezależny daje poczucie wolności, podczas gdy teatry instytucjonalne ograniczają swobodę wypowiedzi. A jednak dziś można zobaczyć twoje spektakle głównie w teatrach instytucjonalnych. Co daje ci teatr instytucjonalny, czego nie daje off? Czy tylko większy komfort pracy i bezpieczeństwo?


Powodów jest kilka, ale nie ma się co oszukiwać, w teatrze instytucjonalnym można więcej zarobić. Ktoś, kto pracuje w teatrze, raczej nie robi tego tylko dla pieniędzy, ale przecież wszyscy ich potrzebują. Finansowanie spektaklu w teatrze instytucjonalnym różni się od tego w teatrze niezależnym, który tworzy zazwyczaj produkcje niskobudżetowe. Praca w instytucji pozwala mi także zapraszać do współpracy bardziej doświadczonych twórców. Zajmuję się teatrem plastycznym, zatem scenografia, lalki i kostiumy są dla mnie bardzo ważnym elementem przedstawienia, a jak wiadomo materiały i wykonanie ich dużo kosztuje. Znaczenie ma też tutaj wielkość i rozmach scenografii. Wolę, jak jest jej więcej, a praca w offie łączy się z ciągłymi wyjazdami, co bywa bardzo skomplikowane, gdy ma się rozbudowaną scenografię. W instytucji mam też sztab ludzi, którzy zajmują się całym wydarzeniem dookoła, a ja wtedy mogę się przede wszystkim skupić na reżyserowaniu.

Czy środowisko twórców teatru dziecięcego i młodzieżowego tworzy jakąś odrębną i zwartą grupę, którą można przeciwstawić mainstreamowi?

Nie istnieje zbyt dużo grup teatralnych, które podejmują ryzyko tworzenia odważnych spektakli dla dzieci, choć oczywiście takie się zdarzają. Główną przyczyną może być fakt, że to nie bezpośredni odbiorcy decydują o tym, na co wybiorą się do teatru, tylko ich rodzice. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, jeśli chodzi o teatr niezależny dla dorosłych, który wykorzystuje lalki i formalne zabiegi. Takich grup jest sporo i ciągle powstają nowe.

Te grupy dla dorosłych mają wzięcie czy raczej powtarzają historię twojej Śmierci Kalibana?

Oczywiście każdy teatr ma swoją indywidualną historię. Widziałem kilka spektakli, które z podobnych powodów umierały po pierwszym czy drugim graniu. Sytuacja jest dużo prostsza, kiedy praca w teatrze niezależnym jest jedyną lub tą najważniejszą. W Polsce działa wiele grup niezależnych, które często prezentują swoje projekty na licznych festiwalach albo regularnie grają w zaprzyjaźnionych placówkach. Tutaj warto wspomnieć m.in. o Teatrze Malabar Hotel albo Grupie Coincidentia, które są od jakiegoś czasu na topie i wciąż zaskakują nowymi produkcjami.
Co musiałoby się zmienić, żeby niezależne teatry lalkowe dla dzieci lub młodzieży były na topie? Zadaję może nieco banalne pytanie, ale nie wydaje mi się, żeby wasze być albo nie być zależało jedynie od finansowania.

Teatr lalkowy ma bardzo duży potencjał, ale niestety jest bardzo często infantylizowany. Często nauczyciele, którzy decydują o wyjściu klasy do teatru, oczekują prostej historii, która nie przysporzy im niepotrzebnych, trudnych pytań. Wydaje mi się, że my dorośli często próbujemy zataić przed dziećmi zbyt wiele spraw, aby dostarczyć im jak najwięcej beztroskiego czasu. Nie chcemy, żeby wiedziały o wojnie, bo jest okrutna, nie rozmawiamy o biedzie, bo jest zbyt odległa, wolimy przemilczeć temat łamania praw człowieka, ale one i tak to wszystko dostrzegają i czasem rozumieją lepiej niż my. Odpowiadając na pytanie, myślę, że twórcy mogliby podejmować większe ryzyko, a dorośli powinni bardziej zaufać i uwierzyć, że rozmowa z dziećmi na trudne tematy pozwoli młodszym uporać się z problemami, które zapewne napotkają na swojej drodze.


Przemysław Jaszczak – reżyser, absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. L. Solskiego w Krakowie Filii we Wrocławiu. Debiutował Brzydkim kaczątkiem w Teatrze Lalki i Aktora w Wałbrzychu w 2013 roku. Ma na swoim koncie przede wszystkim realizacje familijne oraz młodzieżowe. Wyreżyserował spektakle w wielu polskich teatrach, m.in. w Teatrze Polonia w Warszawie, w Teatrze Pinokio w Łodzi, w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze, w Teatrze im. Andersena w Lublinie, w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu, w Zdrojowym Teatrze Animacji w Jeleniej Górze i w Teatrze Lalki i Aktora w Łomży.