nietak!t – kwartalnik teatralny

Zróbmy hałas

Gala 25-lecia Sopockiego Teatru Tańca

Gala rocznicowa to specyficzny typ widowiska, rządzący się własnymi prawami. Zwykle jest montażem niewielkich modułów, samodzielnych, krótkich form i fragmentów większych całości. Z tego względu oddziałuje na publiczność na własny, szczególny sposób i pozostawia wrażenia nie tylko artystyczne, lecz i takie z metapoziomu: refleksje na temat historii konkretnego zespołu, etapów jego rozwoju, wypracowanych cech charakterystycznych.

Tak też było 13 maja 2023 roku w Teatrze Atelier, na Gali 25-lecia Sopockiego Teatru Tańca, będącej zarazem pożegnaniem – w tym roku bowiem Teatr kończy działalność. Wydarzenie trwało ponad trzy godziny. Za scenariusz i reżyserię odpowiadał duet założycielski zespołu, czyli Joanna M. Czajkowska i Jacenty Krawczyk, na scenie zatańczyło ponad dwadzieścia osób (Anna Andrzejewska, Laura Bromboszcz, Aleksandra Foltman, Monika Grzelak, Iwona Gilarska, Tomasz Graczyk, Barbara Jasińska, Róża Kołoda, Pauline Korgopolova, Magdalena Laudańska, Justyna Matacz, Joanna Nadrowska, Iwona Olszowska, Stefano Otoyo, Grażyna Słaboń, Magdalena Wójcik, Paulina Wycichowska, Dorota Zielińska, Anna Haracz oraz Czajkowska i Krawczyk), a kolejnych kilkanaście wniosło swój wkład poprzez twórczość z innych pól: od muzyki (z archiwalnych spektakli: Marcin Zabrocki, Rafał Dętkoś, Mariusz Noskowiak), przez wizualizacje (Katarzyna Teresa Turowska z wykorzystaniem prac swoich i Łukasza Borosa), zdjęcia, scenografię, kostiumy, teksty literackie, po reżyserię świateł (Mateusz Gierc). Nad wszystkim czuwał zawieszony na ścianie zegar ze spektaklu Puste ciało. Okazja do malutkiej rozpaczy, symbol upływu czasu, przypominający, że choć jubileusz to wydarzenie radosne, to towarzyszy mu gorzka świadomość głębokiej luki, jaka już za chwilę powstanie na polskiej scenie teatru tańca.

Na pierwszą część wieczoru złożyły się fragmenty spektakli Sopockiego Teatru Tańca, głównie autorstwa Czajkowskiej i Krawczyka. Śledząc kolejne obrazy, początkowo próbowałam zanurzyć się w moich wspomnieniach przedstawień, z których pochodziły wybrane sceny, szybko jednak poddałam się jubileuszowemu charakterowi programu budującego własną, unikalną narrację. Dostrzegłam, że gdy uwolniłam mój odbiór z narzuconego samej sobie zadania rekonstrukcji historycznej, zorganizował się on według zasady zbliżania i oddalania – zoom in i zoom out (co zresztą przywołało wspomnienie spektaklu Powiększenie). Wejścia prowadzącej wieczór Małgorzaty Bąbel Adamowskiej i projekcje ekranowe kondensowały moją percepcję w wąskiej soczewce obejmującej mniejsze partie sceny, taniec na żywo zaś rozszerzał ją tak, że obejmowała całą przestrzeń, wypełnioną ruchem i osobowościami artystów i artystek. Z każdym kolejnym elementem program coraz bardziej ujawniał się jako samoistna całość o strukturze podobnej do poematu.

Nie sposób wymienić wszystkich ucieleśnionych tytułów, których fragmenty następowały po sobie niczym kolejne strofy. Była tu i wysmakowana elegancja Fasonu Newtona (grupa projektowa STT, chor. Barbara Jasińska i Joanna Nadrowska) oraz Czegoś pięknego, i intensywna ekspresja Bajadery. Pierwszego polskiego baletu współczesnego dla hecy, i hipnotyzująca płynność Melancolii, i wiele, wiele innych. Wspólnym mianownikiem poszczególnych obrazów był poetycki, nieco tajemniczy nastrój i pewna gładkość faktury zdarzeń, jej chłodny koloryt – chłodny jednak nie w sposób mrożący, a kojąco cienisty, pozwalający kontemplować zdarzenia w wyciszeniu i spokoju. I wreszcie nader istotnym łącznikiem między scenami był ruch, tak starannie zawsze modelowany w spektaklach Sopockiego. Wycyzelowany, intensywny w detalu, przez większość czasu był bardzo bliski ciała, skoncentrowany w centrum kinesfer tancerek i tancerzy. W finale pierwszej części – fragmencie Lechistan Pany Arka – znienacka zaś runął ku wartościom maksymalnym, eksplodował, gwałtownie i z rozmachem wyrzucany daleko poza ciało. W warstwie akustycznej słychać było zapętlony apel: „Kochani, zróbmy hałas” i faktycznie, jeśli taniec może być metaforycznie głośny, to ten miał siłę punkowego koncertu.

Drugą część wieczoru otworzył fragment Wszystko, co widać. OHIO. Delikatny w ruchu, wyraźny w kompozycji, wielobarwny w emocjach duet Czajkowskiej i Krawczyka zabarwiony był trudnym do opisania uczuciem pogodnego smutku; tym nastrojem, który ogarnia tuż po podjęciu bolesnej decyzji, kiedy żal jeszcze nie przybiera intensywności rozpaczy i miesza się z wdzięcznością za to, co dobre. A potem zaczęliśmy cofać się w czasie. 

Na początek zobaczyliśmy Magdalenę Wójcik, tancerkę Sopockiego z okresu 2012-15. Wraz z obecnym partnerem scenicznym, Stefano Otoyo, swoim efektownym, sprężystym tańcem, zachłannością przestrzenną i niemal sportową dynamiką wypełnili scenę bez reszty, kontrastując ze spokojną, samodzielną narracją wizualizacji. Z obecnego składu Teatru zaprezentowały się artystki tańczące w nim już jedenaście sezonów. Najpierw Dorota Zielińska w Galopie. Żwawy taniec ekspresyjnej tancerki z komediowym zacięciem, oparty na precyzyjnym izolowaniu poszczególnych części ciała, płynnie przejmujących kolejne strumienie ruchu, rozwinął się w radosny tumult żywiołowej grupy. Następnie zobaczyliśmy Joannę Nadrowską i Grażynę Słaboń w repetycyjnej, wewnętrznie zapętlonej choreografii wyprowadzonej z Traktatu o Estetyce. Techniki defektów i skaz, pozwalającej w zauroczeniu śledzić (nie)powtarzalność organicznych sekwencji wytrenowanych, świadomych ciał. 

Na scenie zagościła też Paulina Wycichowska, która współpracowała z Sopockim jako tancerka w Bestiarium. Nienasyceniu. Charyzmatyczna artystka pokazała premierę: solo Gorgona, stanowiące dyptyk z jej Sybillewem sprzed kilku lat (którego bohaterka, Ewa Wycichowska, pojawiła się zresztą na chwilę na ekranie, by złożyć życzenia i przywołać Motus Animi Continuus, którego z kolei sama była sprawczynią, a w którym wystąpił Krawczyk). Jak Sybillewo było subtelną, bogatą w środki ekspresji pracą ocierającą się o wzniosłość, tak Gorgona jest minimalistyczną, surową etiudą, niebojącą się dobrze wyważonego komizmu. Gorgona Pauliny Wycichowskiej to emerytowana wojowniczka, której lepiej nie lekceważyć, bo jej czujność może zaskoczyć niejednego wroga. Kto da się zwieść pozorom starczego otępienia i szpitalnej bieli kostiumu, zrozumie swój błąd natychmiast, gdy wytrenowana przez lata pamięć ciała kobiety okaże się nadal znakomicie funkcjonującą bronią, a biel zalśni bojowo niczym judoga.

Potem przyszedł czas na przywołanie historii jeszcze dawniejszej. Zaprezentowały się tancerki-choreografki, których drogi przecinały się ze szlakami Czajkowskiej i Krawczyka jeszcze wtedy, gdy Sopocki Teatr Tańca był Teatrzykiem Okazjonalnym, powstałym przez pączkowanie z Grupy Działań Scenicznych Kino Variatino, bytu współzałożonego z wyjątkową osobowością – Anną Haracz (nadal prowadzącą Variatino, obecnie jako Teatr KV). I to Haracz właśnie wraz z Iwoną Olszowską stanowiły następny punkt programu. Przy muzyce z Essentii artystki zanurzyły się w celebrację upływu czasu i rytualne przeżywanie zmiany. Z wielką gracją i delikatnością bawiły się swoim podobieństwem, jakby przywołując echa współpracy w Przenikaniu. W zamyśleniu, ale z uważnością na siebie nawzajem, w powłóczystych, połyskujących szatach przemierzały scenę, operując porcelanowymi rekwizytami stapiającymi się z ich ciałami, równie jak one kruchymi źródłami piękna i światła. Ta praca, choć wyraźnie wpisana w kontekst jubileuszowo-finalizujący, z powodzeniem może funkcjonować jako samodzielna mała forma i mam nadzieję, że jeszcze nieraz spotka się z widownią w subtelnie budowanym splocie spokoju i niepokoju, zgody na przemijanie i niezgody na stratę. 

I wreszcie w finale pojawiła się Iwona Gilarska, jedno z twórczych, silnych i wrażliwych ciał m.in. pamiętnego Kwadratu. Wersji 6 (która to tancerka w mojej indywidualnej pamięci zajmuje miejsce szczególne jako moja pierwsza instruktorka tańca współczesnego z czasów tak dawnych, że termin „taniec współczesny” miał w polskim dyskursie tylko jedno znaczenie i oznaczał konkretny język ruchowy). Wejście Gilarskiej domknęło tę choreograficzną podróż przez historię cytatami z Viva la Vida!, w trio z Czajkowską i Krawczykiem przeprowadzającymi nas do ukłonów, braw, oklasków i przemówień.

Bo oczywiście, jak to na gali: były przemówienia reprezentantów władzy, były kwiaty, listy gratulacyjne i medale. I z jednej strony – to wspaniale. Z drugiej – bardzo trudno się tym cieszyć. Sopocki Teatr Tańca w 2023 roku kończy bowiem działalność, i to nie z powodu wyczerpania się zasobów twórczych, a z powodu niemożliwości rozwoju administracyjno-infrastrukturalnego, który byłby adekwatny do potrzeb zespołu. Bardzo, bardzo gorzka to chwila. Niezależnie od sympatii estetycznych czy artystycznych, nie można nie docenić ćwierćwiecza nieprzerwanej pracy: jak to na scenie pozabaletowej prawie zawsze bywa, wymagającej od artystów/tek także działań menadżerskich, administracyjnych, prawnych, producenckich, fundraisingowych, reklamowych i wszelkich innych. Sopocki Teatr Tańca zbudował rozpoznawalną markę i wypracował własny styl. Wielka szkoda, że nie znalazła się odpowiedź na potrzebę zachowania przy życiu tych stale owocujących drzew – w zdrowych warunkach pracy dla osób, które przez lata ten sad z poświęceniem uprawiały. 

Chciałoby się teraz odpowiedzieć na apel z Lechistanu, zrobić jakiś hałas. I to nie we właściwym znaczeniu tego powiedzenia, apelującym o uhonorowanie kogoś. W znaczeniu dosłownym: hałasu, który przebiłby niewidzialne ściany niezrozumienia i sprawił, że przestanie dochodzić do sytuacji, w których zamykanie działalności jest jedyną opcją, by ocalić ludzi przed całkowitym drenowaniem się z sił w imię twórczości, tak szczodrze karmiącej wyobraźnię, refleksję i wrażliwość publiczności. Czy umiemy wystarczająco głośno krzyczeć? I czy ten hałas ma szanse dotrzeć w odpowiednie miejsca? Czy za ścianami urzędów, w gabinetach władz, jest gotowość, by ten hałas usłyszeć, zdemontować chwiejną tabliczkę „wsparcie incydentalne” i w jej miejsce wbić solidny drogowskaz „głębokie i dalekosiężne zmiany systemowe”? Wciąż chcę wierzyć, że tak, ale z każdym rokiem moja wiara słabnie, a 13 maja 2023 roku kolejna jej część we mnie umarła.


Gala 25-lecia Sopockiego Teatru Tańca
13 maja 2023 roku w Teatrze Atelier w Sopocie
scenariusz i reżyseria: Joanna M. Czajkowska, Jacenty Krawczyk
prowadzenie: Magdalena Bąbel Adamowska
udział wzięli: Anna Andrzejewska, Laura Bromboszcz, Aleksandra Foltman, Monika Grzelak, Iwona Gilarska, Tomasz Graczyk, Barbara Jasińska, Róża Kołoda, Pauline Korgopolova, Magdalena Laudańska, Justyna Matacz, Joanna Nadrowska, Iwona Olszowska, Stefano Otoyo, Grażyna Słaboń, Magdalena Wójcik, Paulina Wycichowska, Dorota Zielińska, Anna Haracz oraz Joanna M. Czajkowska i Jacenty Krawczyk
muzyka (z archiwalnych spektakli STT): Marcin Zabrocki, Rafał Dętkoś, Mariusz Noskowiak
wizualizacje: Katarzyna Teresa Turowska z wykorzystaniem prac swoich i Łukasza Borosa
światła: Mateusz Gierc