Kim jest widz w teatrze offowym? Jak go zdobywać? Co mu zaproponować? Po radę i opinię udaliśmy się do sześciu offowych grup z całego kraju.
TEATR REALISTYCZNY Z LUBLINA
(DO NIEDAWNA ZE SKIERNIEWIC)
Jak zdobyć lokalnego widza, gdy przychodzi się z zewnątrz?
Długo pracowałyśmy w swoim środowisku lokalnym i zbudowanie publiczności zajęło nam trochę czasu i kosztowało sporo pracy, ale się udało. Zwykle jeśli przychodzimy gdzieś z zewnątrz, to na zaproszenie teatru-instytucji, które działają na miejscu i też latami budują swoją publiczność. Zdarzało nam się też grać spektakle objazdowo; starałyśmy się wtedy łapać lokalnych liderów czy instytucje i korzystać z ich kontaktów, ale przede wszystkim dawać ludziom coś więcej niż teatr i być trochę więcej niż tylko raz. Zwykle poprzedzałyśmy prezentację spektaklu inicjatywami, które mogły w jakiś sposób włączać ludzi – dawać im możliwość aktywnego udziału. Robiłyśmy warsztaty, happeningi. Poza tym standardowo – plakaty, ulotki. Lecz najlepiej działa poczta pantoflowa – jeśli ktoś już widział i może polecić.
Czy widz przychodzi do was po spektaklu?
Bardzo często widzowie przychodzą do nas po spektaklu i chcą pogadać, skomentować coś, podziękować. Cenimy sobie, jeśli warunki sprzyjają temu, by spektakl nie kończył się na samej prezentacji, by była szansa na rozmowę, by powstawały teksty. W Skierniewicach mieliśmy piękną i intensywną tradycję „kanciapowych” rozmów. Ludzie się naprawdę uruchamiali. Dyskusje były żywe i gorące – nie tylko o kwestiach formalnych czy estetycznych, ale też o ważnych tematach poruszanych w spektaklach.
Kto zajmuje się u was promocją? Czy jest to stały, profesjonalny dział?
U nas zawsze wszyscy robili wszystko – od sprzątania kibla po pozyskiwanie funduszy na działalność. Nie mamy speców od promocji. Częściowo jednak role się wyklarowały – kto inny projektuje materiały promocyjne, kto inny kontaktuje się z mediami (choć już tu się mieszamy) etc. Teksty promocyjne piszemy na zmianę, czasem wspólnie. Facebook, jak się komu przypomni. Teatr robimy po godzinach, promocja to często działka, która nam kuleje. Bo skoro spektakle robimy po godzinach, to na promocję mamy czas po godzinach po godzinach…
TEATR BRAMA Z GOLENIOWA
DANIEL JACEWICZ
Jak pozyskać lokalnego widza?
Z lokalnym widzem należy się zaprzyjaźnić. Widz nie może czuć się oszukany. Jeśli przyjdzie na spektakl teatralny, to musi znaleźć w nim coś interesującego dla niego samego. To czasem wymaga rozmów, tłumaczenia, zachęcania. Zdarzyło mi się kiedyś zawieść zaufanie widza, który wyszedł po spektaklu, nic nie rozumiejąc. Jeśli taka sytuacja się powtarza, to widz nie przyjdzie, bo będzie miał poczucie, że taki teatr jest nie dla niego. Widz nie chce i nie może czuć się głupszy. Nie możemy obrażać się na widza, że czegoś nie zrozumiał lub coś mu się nie podobało. W Goleniowie pozyskujemy widzów dzięki pracy pozaspektaklowej (rozmowy, edukacja, uczestniczenie w innych imprezach) oraz dzięki tematom poruszanym w spektaklach. Publiczność jest bardzo zainteresowana lokalnymi historiami, o których nie ma szans usłyszeć w mediach. Widzów zachęca także sposób i forma proponowanego teatru. Teatr musi mieć umiejętność otwartości, rozmowy z widzem, realnego kontaktu, pewnej naturalności i szczerości. Niekoniecznie ludzie interesują się wyłącznie estetycznymi, formalnymi i klasycznymi spektaklami, które są oderwane od ich rzeczywistości. Widz lubi być zaskakiwany.
Duże znaczenie ma także udział w spektaklach osób z lokalnej społeczności, kogoś „naszego”. W Goleniowie tworzymy teatr, który angażuje lokalną społeczność, tworząc pewnego rodzaju wspólnotę. Nie boimy się spotykać na scenie profesjonalistów i amatorów. To zdecydowanie buduje lokalną publiczność, która w pierwszej kolejności wybierze wydarzenie lokalne, a w drugiej importowaną gwiazdę.
Czy festiwale teatrów alternatywnych nie są pretekstem do grania dla znajomych?
Bardzo często się tak dzieje. Z przykrością to coraz częściej obserwuję. Gdyby nie uczestnicy danego festiwalu, to nikt by na widowni nie zasiadł. Wychodzi wtedy na to, że mało kogo interesuje taki teatr. Miałem ostatnio zarzut do teatrów alternatywnych (w tym także do siebie), że są słabe warsztatowo, przeintelektualizowane, nieskupione na dialogu i przez to hermetyczne. Mamy taki efekt, że widz na hasło „teatr alternatywny” natychmiast reaguje negatywnie, wiedząc, że to nie dla niego. Nic z tego nie zrozumie i czuje się gorszy, a na dodatek wymusza się na nim pewne ideologie i stosunek do świata. Dziś określanie siebie jako teatru alternatywnego na dobrą sprawę nikomu nie służy. Jakiś czas temu przestałem mówić o tworzonym przeze mnie Teatrze Brama, że jest to teatr alternatywny. Po prostu jest to teatr. Zauważyłem, że ludzie od razu reagują przyjaźniej i z większym zainteresowaniem. Słowo „alternatywny” niestety sugeruje widzowi, że będzie to coś, czego on nie zrozumie.
Podczas festiwalu o widzów lokalnych trzeba zadbać, czasem nawet bardziej niż o zaproszonych artystów. Należy włączyć społeczność lokalną w tworzenie wspólnego, ważnego lokalnie wydarzenia. Widz ma wówczas poczucie identyfikacji, będzie odczuwał radość, że za jego sprawą dzieje się bardzo ważna rzecz. Dodatkowo przyprowadzi do teatru swoich znajomych.
Mówię to oczywiście z mojej perspektywy, czyli festiwalu w małym miasteczku, gdzie próbujemy zawsze zaangażować jak największą liczbę osób, organizacji i lokalnych grup, które mają poczucie swojej własnej, istotnej dla festiwalu przestrzeni. Takie relacje należy czasem budować całymi latami.
Czy wasz widz chodzi też do teatru instytucjonalnego, repertuarowego?
Teatr repertuarowy jest oddalony od Goleniowa jakieś czterdzieści kilometrów. Zdarza się, że mieszkańcy za naszą sprawą uczestniczą w życiu teatralnym Szczecina. Jednak mam wrażenie, że dość wystarczająco wypełniamy potrzeby ludzi dotyczące teatru. Prezentujemy własne spektakle, ale także organizujemy trzy festiwale, w tym także dla młodzieży i seniorów. Poza tym zapraszamy różne teatry (w tym repertuarowe) oraz współpracujemy z Goleniowskim Domem Kultury. Mamy zatem wpływ na to, co w ciągu roku jest pokazywane w Goleniowie. Staramy się, aby to były różnorodne propozycje. Dzięki wieloletnim kontaktom, szerokiej działalności i doświadczeniu tworzymy pewnego rodzaju instytucję, która niejako zastępuje teatr repertuarowy w niewielkim powiatowym miasteczku. Rzadko zdarza mi się rozmawiać z widzami, którzy chwalą się swoimi wizytami w teatrze repertuarowym.
A3TEATR Z POLICZNEJ
BRYGIDA DAGOME
Czym różni się widz ze wsi od widza z miasta?
Różni się w zasadzie wszystkim i niczym, bo w mieście także są różnice wiekowe, społeczne, kulturowe, związane z wykształceniem, upodobaniami, oczekiwaniami itd.
Tylko że widz ze wsi w zasadzie wszędzie ma dalej i dłużej. Mieszka dalej od miejsc, gdzie aktywności kulturalne są skupione, dłużej zajmuje mu proces odnalezienia tych skupisk, dłuższa jest droga dojazdu do nich. Różna jest też możliwość wyboru – widz ze wsi z definicji ma mniejszą ofertę aktywności kulturalnych.
Współcześnie mieszkańcy wsi się zmieniają – to nie są już chłoporobotnicy z podstawowym wykształceniem. Są też mieszkańcy napływowi – wyemigrowali z miasta, są aktywni, lepiej uposażeni i wykształceni, z wyrobionym gustem i oczekiwaniami, i to oni zaczynają wpływać na zmiany na wsi.
Jak sprawić, aby lokalny widz regularnie odwiedzał teatr?
Praca u podstaw oraz przedstawianie takich propozycji, które zachęcą widza do aktywności. Nie mylić jednak z propozycjami lekko-przyjemnymi z podtekstem disco-polo czy mierno-kabaretowym. Te niestety zapewniają lokalne domy kultury. Przeciwnie – im coś bardziej zaskakującego, mniej „ludycznego”, tym bardziej przyciąga. Oczywiście pojawia się krytyka, niezrozumienie, ale też doza dobrze konotowanej elitarności. Ludzie chcą być poważnie traktowani, a nie jak gorsi, mniej inteligentni. Dlatego trzeba proponować rzeczy, których sami się nie będziemy wstydzić.
Warto jakoś wpłynąć na lokalne ośrodki kultury, by się otworzyły na nowe trendy, by proponowały więcej niż to, co przez ostatnie 10-15 lat, i to, co da władzy poparcie. Jest wielka potrzeba zmiany, bo domy kultury obsadzone są starą kadrą, która trwa na etatowych stanowiskach do ostatniego oddechu.
Czy teatr na wsi musi swoich widzów specjalnie przygotowywać na ambitny repertuar artystyczny?
Widza dorosłego warto najpierw zachwycić artystycznie, by się zainteresował i sam chciał dowiedzieć czegoś więcej lub po prostu uczestniczyć w kolejnych działaniach. Widza młodego zaś edukować poprzez działanie, czyli kropla edukacji w dużej porcji artystycznych wrażeń. Z czasem te proporcje odwracamy, bo mamy już uczestnika, którzy jest „nasz”, który „czuje”, który jest otwarty na nowe wiadomości.
PIJANA SYPIALNIA Z WARSZAWY
SŁAWOMIR NARLOCH
Osiągnęliście sukces – na każdym spektaklu macie pełną widownię. Czy aby to utrzymywać, musicie specjalnie formatować repertuar?
Absolutnie nie. Dbamy przede wszystkim o jakość tego, co pokazujemy. Na spektakl dobrze zrobiony zawsze znajdzie się wielu widzów, przy czym „dobrze zrobiony” oznacza nie tylko wartość artystyczną przedstawienia. Twórcy teatru powinni przede wszystkim chcieć nawiązać kontakt z widzem. Uważam, że bardzo często off o tym zapomina. Twórcy niezależni tak bardzo skupiają się na walce o publiczność, że idą w poszukiwania form, które mają szokować, zadziwiać, porażać, a zapominają o tym, dla kogo to robią – zaczyna się tworzenie sztuki dla sztuki, a to współczesnego widza nie interesuje. Nie ma mowy o formatowaniu repertuaru, natomiast w jego tworzeniu najważniejsze musi być poznanie adresata. Teatr nie może być oderwany od rzeczywistości, w której funkcjonuje.
Czy potraficie ocenić, jaki procent waszej widowni jest stały?
Bardzo wielu naszych widzów do nas wraca. Myślę, że około siedemdziesiąt procent naszej publiczności to stali bywalcy. To oni zabierają na nasze spektakle swoich znajomych, przyjaciół, rodziny, którzy też w ten sposób dołączają do grupy często oglądającej nasze przedstawienia. Z naszych obserwacji i rozmów wynika również, że wielu widzów na jeden spektakl przychodzi po kilka razy.
W jaki sposób najskuteczniej pozyskuje się widza? Plakaty, ulotki, social media, happeningi?
Stawiamy na media społecznościowe. Co więcej – bardzo często mówimy o tym, że profil na Facebooku jest… siedzibą naszego teatru (innej zresztą nie mamy). Nasi widzowie lubią komentować zdjęcia, obserwować rozwój naszego teatru, śledzić kolejne premiery. Dbamy o to, żeby ta komunikacja była bardzo przyjacielska. Chcemy, żeby „dodali nas do znajomych”.
TEATR ODWRÓCONY Z KRAKOWA
JUSTYNA ARABSKA
Jak rozreklamować off w dużym mieście?
Sama chciałabym wiedzieć… Z własnego doświadczenia wyróżnię najważniejsze elementy takiej reklamy. Po pierwsze – warto nawiązać współpracę z kilkoma portalami internetowymi, które będą systematycznie informowały o działaniach teatru. Zaproszenia dla potencjalnych recenzentów (z tych właśnie portali) umożliwią empiryczne sprawdzenie, czym zajmuje się teatr i jaka jest jakość prezentowanych sztuk. Myślę, że ważne jest też wyjście do ludzi – zaangażowanie teatru w projekty społeczne (warsztaty teatralne, projekty aktywizujące różne grupy wiekowe). Dzięki temu ludzie dowiadują się, że istniejemy, robimy dobrą sztukę (!) i jesteśmy dostępni dla wszystkich (dzięki płatności „pay what you want”, którą uprawiamy). Przy takich okazjach można przekonać do siebie widzów, którzy nigdy o teatrze nie słyszeli. Zapraszanie znajomych także ma duży potencjał ze względu na efekt kuli śniegowej. Często zdarza się, że większe portale, radia czy magazyny udają, że nie istniejemy, nie wysyłamy maili, zaproszeń. Dlatego najważniejszy punkt brzmi – nie poddawać się i robić swoje. W pewnym momencie nas zobaczą.
Czy teatr offowy na poziomie promocji jest w stanie nawiązać walkę z teatrami instytucjonalnymi?
Na poziomie konceptualnym – tak, ale jeżeli chodzi o zasięg, to wydaje mi się, że ma małe szanse. My działamy głównie lokalnie (na terenie Krakowa i okolic), podczas gdy o dużych teatrach Krakowa mówi cała Polska. Nasza promocja dzieje się głównie na FB i portalach teatralnych, teatry publiczne promują się twarzami, które widzowie znają z filmów, seriali. Różnice rozbijają się także o pieniądze przeznaczane na reklamę. W Teatrze Odwróconym, czyli w tzw. teatrze offowym wolimy przeznaczyć pieniądze na produkcję spektaklu, niekoniecznie wydać je na neonowy bilboard. Poza tym nie chcielibyśmy promować teatru w ten sposób – siłowo, gwałtem niemal. Myślę, że reklama teatru nie powinna odbiegać od jego repertuaru. Dlatego na naszym FB widnieją niestandardowe gify, filmiki czy animacje, które są niepokojące, dziwaczne, absurdalne – odwrócone. Idealnie uzupełniają profil teatru.
Poza tym – być może wykażę się tu zbyt daleko idącym optymizmem – nie wydaje mi się, że teatry offowe muszą walczyć o widza z teatrami instytucjonalnymi. Widz nie jest przypisany do jednego miejsca, teatry powinny dzielić się odbiorcą i przestać go uprzedmiotawiać.
Jak odnosicie się do idei grania za darmo?
Nie konsultowałam się z członkami Odwróconego, więc mogę odpowiedzieć w swoim imieniu. Granie za darmo jest dobre, kiedy ma czemuś służyć – akcji społecznej, charytatywnej, kiedy spektakl grany jest dla osób, które z przyczyn losowych zapłacić nie mogą. I takie spektakle można grać pro bono. Ale nie widzę powodu, dla którego profesjonalny teatr alternatywny, jakim jest Teatr Odwrócony, miałby nie pobierać wynagrodzenia za swoją pracę. Teatr offowy to nie jest teatr drugiej kategorii czy gorszego sortu. To teatr, który tak samo jak każdy inny musi opłacić prąd, zrobić scenografię, uszyć kostiumy. Tutaj także trzeba zapłacić aktorom i wszystkim współpracownikom.
Nasz teatr przyjął zasadę „pay what you want”, która polega na tym, że za spektakl widz płaci przed samym wyjściem z teatru dokładnie tyle, ile uważa. Sam wycenia sztukę, którą obejrzał. Dzięki temu każdy może zobaczyć spektakl. Wyciągamy rękę do widza i w ten sposób zapraszamy go do naszego teatru.
TEATR GDYNIA GŁÓWNA
GRZEGORZ KUJAWIŃSKI
Kojarzycie swoją publiczność z widzenia?
Oczywiście wielu widzów chodzi do nas regularnie. Wielu z nich rozpoznajemy. Niektórzy stają się naszymi przyjaciółmi. Zdarza się, że współpracujemy z nimi w różnych projektach. Jesteśmy jednak wciąż młodym punktem na kulturalnej mapie Trójmiasta, wciąż zdobywamy nowych widzów, szczególnie przy realizacji projektów wykraczających poza tradycyjną działalność repertuarową (grania weekendowe) – w placówkach oświatowych (poprzez Lekcje Teatralne), wśród turystów (poprzez Letni Festiwal Pociąg do Miasta), w oddalonych od centrum dzielnicach Gdyni (przy projekcie Teatr zajechał). Również przez działania performatywne w trolejbusach czy też udostępniając naszą przestrzeń na różnego rodzaju działania kulturalne, docieramy do widzów z różnych grup społecznych i ośrodków kultury.
Widz to „być albo nie być” teatru offowego, a zatem czy off żyje z biletów?
Niewielka część zysków pochodzi ze sprzedaży biletów; skłaniamy się do zdobywania środków zewnętrznych, jak dotacje i zlecenia z budżetu Miasta Gdynia, dotacje z innych samorządów (Rumia, Reda, Wejherowo, Poznań, Województwo Pomorskie), granty z fundacji, granty z MKiDN (do 2015 roku) i usług artystycznych. Teatry offowe są najczęściej małe, z niewielką widownią i wymagającą specyfiką repertuaru; to wszystko stanowi pewne ograniczenia w uzyskaniu wystarczających dochodów z biletów.
Widz jako krytyk?
Zawsze jesteśmy otwarci na sugestie naszych widzów. Często (szczególnie przy spektaklach dla dzieci) widzowie (rodzice) sami piszą recenzje, które udostępniamy na naszym profilu. Nie robimy jednak teatru „pod widza”, zajmujemy się teatrem zaangażowanym. Oczywiście, teatr bez widza nie istnieje, jednak off nigdy nie poddaje się „teatrowi wygodnemu”, który ma zaspokoić najniższe gusta albo szokować widza. Jesteśmy czujni na odbiór – czy następuje refleksja po spektaklu, czy teatr spełnił swoje zadanie i założenia twórców. Uprawiamy teatr poza pewną konwencją, często niewygodny, nie opieramy się podejmowaniu trudnych tematów, toteż nasz widz to taki, który oczekuje od teatru zaangażowania, pewnego stanowiska i nonkonformizmu.