nietak!t – kwartalnik teatralny

Nie miauczmy, handlujmy!

Rozmowa z Dariuszem Skibińskim

Dominik Gac: Inicjatywa Targów Teatralnych zmierza do finalizacji. Czy jest ona jakoś związana z Ogólnopolską Offensywą Teatralną?

Dariusz Skibiński: To jest pomysł, który mam w głowie od wielu lat. Przywiozłem tę ideę na zjazd OOT jako propozycję realnych i konkretnych działań, które mogłyby powstać w ramach impulsu, jakim jest Offensywa Teatralna. To konkretna rzecz, która wszystkim będzie służyć. Z powodu swego rodzaju wrażliwości i delikatności wiele osób nie potrafi się reklamować i przebić, więc trzeba postąpić tak, jak wszędzie na świecie – dać materiał do obróbki tym, którzy to potrafią. Oni nie zmienią spektaklu ani wrażliwości artystów, a ci będą mieli pomoc.

Na jakim etapie realizacji są dziś Targi?

W tej chwili mam akceptację tego pomysłu w Urzędzie Marszałkowskim w mieście Białystok i w mieście Hajnówka. Mogę korzystać z przestrzeni miejskich: scen, parków itp. Z drugiej strony mam też zapewnienie z województwa i z miasta, że zostaną na to przeznaczone środki. Więc to jest dosyć dużo jak na ten etap. Zatrudniłem ludzi. Mam na przykład we Francji dwie osoby, które zajmują się nagłaśnianiem informacji o tym, że polskie teatry będą się prezentowały, że można przyjechać. Dotrze to do wszystkich tamtejszych organizacji i teatrów.

Znaleźliśmy podobne osoby na Wyspach Brytyjskich, w Skandynawii, w Niemczech i w zasadzie w tej chwili zajmujemy się skoordynowaniem działań i doprowadzeniem do tego, żeby w grudniu przy okazji spotkania Offensywy w Instytucie Teatralnym ci ludzie mogli przyjechać, spotkać się z nami i popchać to dalej. Pierwsza edycja być może nie będzie miała ogromnej skali, ale jak impreza już zaistnieje, to w następnych latach będzie ją o wiele łatwiej zorganizować.

Czy Targi będą czymś wyjątkowym w skali światowej?

Nie, nie. To jest wyjątkowe w skali polskiej. Dla polskich teatrów, a szczególnie dla tych, które są pozainstytucjonalne, w ogóle nie ma rynku, który jest na Zachodzie standardem. Takie targi odbywają się w Tárredze w Hiszpanii, w Sztokholmie w Szwecji, w Niemczech w dwóch miejscach, we Francji. To są stricte branżowe spotkania.

Ja nie chcę, żeby te targi były kolejnym festiwalikiem, bo to w ogóle nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby otworzyć rynek dla tych, którzy tego rynku potrzebują, czyli dla teatrów. Rzecz w tym, żeby zespoły i teatry skupiły się na robieniu teatru i żeby wreszcie wygenerować firmę, która kompetentnie i profesjonalnie przez cały rok będzie przygotowywać imprezę przeznaczoną dla nich.

Ma to być zbudowane tak, żeby ci, którzy programują festiwale w Polsce i ci, którzy organizują wydarzenia i imprezy, a więc przedstawiciele domów kultury i scen impresaryjnych, mieli gdzie przyjechać i zobaczyć spektakle. A z drugiej strony żeby ludzie ze świata, którzy organizują duże i mniejsze festiwale, przyjechali tutaj i otworzyli polskim zespołom możliwość pracy w Europie.

Oczywiście targi bardzo szybko zweryfikują, który towar że tak powiem ma wzięcie, a który nie. My nie będziemy mieć na to wpływu. Każdy zespół będzie narażony na ocenę. To zawsze tak funkcjonuje, kiedy impreza przestaje być rodzajem towarzyskiej zabawy.

Powstanie właściwie osobny, samowystarczalny i niezależny od jakiejkolwiek grupy teatralnej byt?

Oczywiście, tak musi być. To powinna być firma. Trzeba stworzyć byt, który będzie miał z tego korzyść i dzięki temu będzie się o to starał i tym zajmował. Musimy namawiać osoby ze środowiska, które mogą dać rekomendacje temu festiwalowi, żeby zachęcały do przyjazdu na niego. Ale do organizacji potrzebna jest firma.

Czy ta firma ma już nazwę?

Firma się nazywa Art-e-fakt. W skład tej firmy będzie wchodziła dwójka Francuzów, jeden facet z Niemiec i trzy osoby z Polski, które zajmują się kontaktami. I tyle. Oni oczywiście mają też swoje inne aktywności, ale to tak musi wyglądać.

A sama impreza ma nazwę?

To będzie Polska Platforma Teatralna, czyli Targi Teatralne. Chcemy, żeby dwie pierwsze edycje odbyły się na Podlasiu, bo to jednak tu wyrosło, tu przyjeżdżali ludzie, tu się spotykaliśmy, tu na Wertepie o tym rozmawialiśmy, tu im opowiadałem, jak to sobie wyobrażam. A potem Targi będą wędrowały po Polsce, wciąż realizowane przez tę samą firmę. Będą lokalizowały się w miejscach, które są przyjazne i które dają szansę zrealizowania tego przedsięwzięcia, i to też będzie zadanie tej firmy: żeby nawiązywać kontakty, pojechać na konwent marszałków i zreferować ten pomysł. Na Targi będzie przyjeżdżała bardzo opiniotwórcza grupa ludzi, więc to będzie też taki rodzaj reklamy, forma turystyki teatralnej.

A co z finansowaniem przy założeniu, że edycje będą odbywać się w różnych częściach kraju? Czy zakładacie, że samorządy będą zainteresowane?

Z jednej strony tak, a z drugiej będziemy aplikować do ministerstwa. To jest wydarzenie, które powinno być absolutnie w spektrum zainteresowania ministra kultury, ponieważ załatwia pewną rzecz, której przez wiele lat nikt nie załatwił, a jest dość podstawowa dla egzystencji teatrów: stwarza szansę na powstanie rynku. I Ministerstwo Pracy, i Ministerstwo Kultury powinno być tym zainteresowane.

W jaki sposób chcecie nakłonić potencjalnych klientów do przyjazdu?

W Europie nie trzeba nikogo namawiać, tam już ludzie na to czekają. Jeżdżę co roku przynajmniej na cztery takie spotkania. Od pięciu lat słyszę: „Darek, zróbcie coś w Polsce. Jeżeli zbierzecie w jednym miejscu więcej niż dziesięć polskich nowych spektakli, to my tam przyjedziemy. Z tego żyjemy”.

Od kogo płyną te głosy?

Na przykład od ludzi, którzy zajmują się festiwalami w Niemczech, Anglii, Szwecji. Pytają: „Gdzie możemy zobaczyć więcej niż trzy spektakle polskie razem? Gdzie to jest możliwe? Bo na waszych festiwalach jest tak, że jest mnóstwo zagranicznych, a polskich są trzy. Nam się nie opłaca przyjeżdżać. My potrzebujemy intensyfikacji”.

Jeśli masz dwadzieścia teatrów, każdy zagra po dwa spektakle, to masz czterdzieści spektakli. Wtedy warto przyjechać. Wystarczy, że to zrobimy i poinformujemy, i oni tu w try miga przyjadą, bo są potwornie zainteresowani tym, co się współcześnie w polskim teatrze dzieje. Zatrzymali się na Teatrze Ósmego Dnia i na Gardzienicach. Pytają, co jest nowego.

Czy na polskim gruncie zainteresowanie jest takie samo?

Ależ tak. Ja mam coś takiego na Podlasiu. Dzwonią do mnie dyrektorzy domów kultury albo inni organizatorzy i pytają, co moglibyśmy polecić dla dzieci, co dla dorosłych, a co na ulicę, bo kompletnie nie wiedzą, co jest na rynku. Jeżeli będą wiedzieli, że te czterdzieści spektakli będą mogli zobaczyć w jednym miejscu, to absolutnie będą delegowani do przyjazdu. Urzędy miasta dostaną oficjalną informację, że odbywają się targi i że mogą z nich skorzystać i wysłać delegata.

Jaki będzie system zgłoszeń?

To będzie otwarta sytuacja. Podzielimy Targi na proste kategorie. Coś dla dzieci, dla dorosłych i z podziałem Polska – zagranica. Jeśli coś jest oparte na tekście, to wiadomo, że musi być skierowane do polskiego odbiorcy; jeśli jest bardziej związane z ruchem i muzyką, może być i dla polskiego, i dla zagranicznego.


Szczegóły są jeszcze do ustalenia. Na pewno nie można tego przeciążyć. Ustalimy, dajmy na to, pułap dwa spektakle na zespół. Teraz pracujemy nad logistyką i to pomoże nam określić sytuację precyzyjniej.

Kiedy odbędzie się pierwsza edycja?

Wrzesień 2017 roku. Myślę, że będziemy to realizować na początku miesiąca.

Kiedy ruszy oficjalny nabór?

W czerwcu. Do końca czerwca, początku lipca chcemy zbudować portal internetowy poświęcony temu wydarzeniu i tam umieścić wszystkie informacje w kilku podstawowych europejskich językach. Kto będzie, jakie spektakle, jakie rzeczy będą tam prezentowane, żeby ludzie mogli sobie to przeanalizować.

A co jeśli zgłoszeń będzie za dużo?

Wtedy będziemy się martwić. Bardzo trudno rozmawiać, czy będzie ich za dużo, czy za mało. Jeżeli miałoby to trwać cztery dni, ale okaże się, że jest dużo więcej zgłoszeń, to będzie trwało pięć dni. To nie jest problem dla ludzi, jeżeli nagle okazuje się, że coś jest tak duże, że wymaga tygodnia. Myślę, że ludzie są w stanie przyjechać, bo z tego żyją. Jeśli coś trwa tydzień i jest tam pięćdziesiąt spektakli, to oni będą na pewno. Może nie każdego dnia, ale wtedy mamy rotację. Będzie mogła ona polegać na tym, że tego dnia pokazujemy uliczne, tego salowe, tego dla dzieci itp. Spróbujemy i zobaczymy, jaki klucz będzie odpowiedni, żeby to się nie mieszało i żeby ludzie mogli sprawnie zaplanować swój pobyt. To też jest przecież istotne, żeby to było absolutnie wiarygodne w kategorii logiczności funkcjonowania.

Co z widzem z zewnątrz?

Spektakle będą miały taką strukturę, że na wszystkie wolne miejsca wchodzi normalna publiczność. Jeżeli na przykład na widowni jest pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu aplikujących, to cała reszta miejsc jest do dyspozycji publiczności. Wejścia w formie wejściówek przed spektaklem. Będziemy wiedzieli o wolnych miejscach, ponieważ – tak jak się to zazwyczaj odbywa na świecie – chętni będą się zapisywać na poszczególne spektakle za pomocą serwisu internetowego.

Spodziewacie się zainteresowania ludzi z branży, ale niekoniecznie zajmujących się organizacją, jak np. krytycy?

Będziemy ich informować o tym, że to jest. Ich obecność byłaby absolutnie mile widziana. Idea jednak jest taka, że tu się handluje. Dla nich to będzie też szansa, żeby zapoznać się z rzeczami, które bardzo trudno gdzie indziej upolować. Na pewno o tym powiadomimy, na pewno na to zaprosimy. Jaka będzie odpowiedź? Trudno mi powiedzieć, ale przez to, że nie jest to główna idea tego przedsięwzięcia, nie będziemy się nad tym rozwodzić. Głównie chodzi o to, żeby teatry wreszcie miały rynek zbytu tego, co produkują i nie musiały miauczeć, że nie mają gdzie pracować.

Jakie kryją się w tym projekcie niebezpieczeństwa?

Przykłady ze świata pokazują, że czynnik ludzki niczego nie popsuje. Każdy, kto przyjeżdża kupować, jest otwarty i zawsze weźmie to, co jest mu potrzebne. Już nie ma takiej sytuacji na świecie, że komuś się uda wcisnąć kit. Dlatego coraz częściej jest tak, że wszyscy, którzy kupują te spektakle, mówią: „Dobra, fajne zdjęcia, fajne wideo, chłopaki mówią, że to jest sympatyczne, ale ja i tak muszę to zobaczyć”. W poważnych sytuacjach, w sytuacjach, gdzie się wydaje pieniądze, gdzie festiwale są duże, wszyscy dbają o jakość tego, co tam prezentują, bo wiedzą, że to gwarantuje ich byt, ale także byt zjawiska, które kreują. Nie pozwolą sobie na to, żeby zapraszać kogoś tylko dlatego, że się go lubi.

Czy dzięki Targom polski teatr offowy będzie mógł przetasować programy krajowych festiwali?

Oczywiście, że tak. To ma szansę nie tylko przetasować, ale też otworzyć ścieżki rzeczom interesującym. Tak naprawdę mnóstwo ludzi o pewnych zjawiskach nie wie. Robią festiwale, ale znają trzy zespoły i zapraszają wciąż tym samym kluczem.

Na targach każdy teatr będzie miał swoje stoisko w jakimś określonym miejscu, gdzie będzie mógł prezentować się szerzej. Jeśli ktoś obejrzał spektakl i spodobał mu się zespół, to idzie na stoisko i bierze materiały.

W Polsce się ukuło coś takiego, że zespoły, które wyjeżdżały za granicę, tak strzegły swoich kontaktów wyjazdowych, że potem tym, którzy je zapraszali, wydawało się, że w Polsce są tylko trzy teatry. Trzeba z tym absolutnie skończyć. Tylko taki rodzaj otwartości daje równą szansę: brońmy się jakością, a nie tym, że ktoś o czymś nie wie. Chodzi też o to, żeby urosło coś w rodzaju świadomości, że w Polsce jest tyle a tyle grup, te są taneczne, te są takie, jest z czego wybrać. Taki katalog czy strona internetowa też otworzy bezpośrednią ścieżkę kontaktów menadżerom z zespołami. To ma służyć ludziom w taki prosty sposób.

Co jeśli na takie targi chciałby zgłosić się zespół z teatru instytucjonalnego?

Absolutnie może brać udział. Dla mnie liczy się jeden podział: jakość produktu, który robią teatry. Nie lubię podziału na alternatywę i instytucję. Teatr jest dobry albo zły, a targi mają to do siebie, że to, co złe, zostanie zweryfikowane. Z drugiej strony jest tak, że jeden lubi pomarańcze, a drugi nieprzyjemny zapach gnijących ziemniaków; dlaczego mam mu odbierać tę szansę? Nie mogę się stawiać w sytuacji człowieka, który weryfikuje wszystko według własnego gustu, bo byłoby to zwyczajne chamstwo. Pamiętajmy jednak, że udział w targach będzie wymagał od zespołu zagrania bez honorariów, a na to nie zawsze chcą sobie pozwolić teatry instytucjonalne.


DARIUSZ SKIBIŃSKI – aktor i reżyser. Absolwent PWST we Wrocławiu. Współzałożyciel Teatru Cinema i A3Teatru Kolekcjonerzy Wzruszeń z siedzibą w Policznej na Podlasiu. Założyciel Stowarzyszenia „Pocztówka”, w którym tworzy autorskie projekty edukacyjne i spektakle teatralne. Twórca i dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Wertep”. Od wielu lat prowadzi warsztaty i zajęcia teatralne, wykłada w Polsce i za granicą.