W 1994 roku zorganizowano w Katowicach pierwszą edycję Festiwalu Teatralnego A Part – wówczas miał on charakter mniej formalnego spotkania polskich teatrów alternatywnych i pozainstytucjonalnych, które prezentowały swe spektakle i wymieniały się doświadczeniami. Przegląd miał mieć charakter jednorazowego eventu, ale zainteresowanie widzów i potrzeba komunikacji międzyzespołowej spowodowały, że szybko przekształcił się w imprezę cykliczną. Sam pomysł wyszedł od Marcina Hericha i osób skupionych wokół dawnego Teatru Cogitatur działającego w Katowicach. W ciągu kolejnych lat festiwal nie tylko znacznie rozszerzył swój program, ale też przekształcił się w wydarzenie o charakterze międzynarodowym. Na zaproszenie organizatorów do Katowic zaczęły ściągać najbardziej wyraziste grupy teatralne, sytuujące się w obrębie teatru offowego, autorskiego i eksperymentalnego. Wśród nich tacy artyści, jak Societas Raffaello Sanzio, Jan Fabre, Granhoj Dans, Tantehorse, Via Negativa, Senza Tempo, Compagnie Mossoux-Bonté, Kamchatka, Teatr Ósmego Dnia, Teatr Biuro Podróży, Teatr Porywacze Ciał, Scena Plastyczna KUL, Teatr Usta Usta Republika, Do-Theatre i inni.
Zdarzenia prezentowane podczas przeglądu coraz częściej wykraczały poza ramy samego teatru, eksplorując pola pokrewne sztukom plastycznym, tanecznym i multimedialnym – toteż w 2011 roku katowicki A Part oficjalnie przekształcono w Międzynarodowy Festiwal Sztuk Performatywnych. Pod takim szyldem impreza funkcjonuje do dziś, stanowiąc swoiste święto interdyscyplinarnych form widowiskowych – począwszy od teatru tańca, ruchu i gestu przez instalacje multimedialne, performanse solowe po duże spektakle plenerowe i koncerty muzyczne.
Tegoroczna, 23. edycja A Partu rozpoczęła się 2 czerwca i trwała aż dziesięć dni. W tym czasie na rozmaitych katowickich scenach zaprezentowało się kilkanaście zespołów oraz performerów z projektami solowymi. Wśród nich artyści z Polski, Francji, Niemiec, Danii, Czech, Norwegii, Kanady i Włoch. Choć festiwalowi nie przyświecał w tym roku żaden motyw przewodni, to jednak pomiędzy występami poszczególnych grup dało się odnaleźć pewne punkty styczne, przekładające się na rodzaj wykorzystanych mediów oraz sposób ich funkcjonowania w przedstawieniu. Ciało, gest i ruch – to nadrzędne środki wyrazu tegorocznego A Partu. Nie ma w tym nic zaskakującego, bowiem festiwal Marcina Hericha stawia przede wszystkim na teatr niewerbalny. Nie znaczy to jednak, że słowo ulega tu całkowitej degradacji – prezentowane spektakle udowadniają raczej, że nie musi ono wyznaczać podstawowej linii komunikacji artystycznej i międzyludzkiej. Oscylowanie wokół niewerbalnych i wizualnych środków wyrazu stwarza niewyczerpane możliwości, o czym po raz kolejny przekonywali artyści zaproszeni do Katowic.
Pierwszą tego rodzaju manifestacją był spektakl Compagnie Li (Lou) z Francji, w precyzyjny sposób łączący intymny teatr ciała z wizualną narracją kreśloną przez towarzyszące poszczególnym scenom projekcje wideo. Idź, idź, idź, mówi ptak (Ludzki gatunek znieść nie umie niczego, co zbyt rzeczywiste) to projekt, w którym nadrzędną rolę odgrywa cisza – to z niej wyłania się treść i brzmienie spektaklu. W sytuację pełną niedopowiedzeń i skomplikowanych emocji wprowadza widza trójka performerów, a właściwie ich ciała. Śledzimy tu nie tylko samą interakcję i to, co wydarza się między ciałami, ale również zagłębiamy się w ich wnętrza – rytmiczny puls, drgania, swoistą mikromuzykę tworzoną przez somatyczne reakcje aktorów. Podczas przedstawienia takiego jak francuskie Idź, idź, idź… widz w sposób naturalny przestawia się na odbiór zmysłowy, na dalszy plan odsuwając proces interpretacji poszczególnych obrazów. Podobny sposób oddziaływania stanowił zresztą podstawę wielu innych projektów zaprezentowanych podczas tegorocznego A Partu.
Doświadczeniem na wskroś sensualnym okazał się spektakl W. S. Tempest Teatro del Lemming z Włoch. Przedstawienie w reżyserii Massima Munaro zainspirowane zostało Burzą Szekspira i stanowi trzecią część Szekspirowskiej trylogii grupy, na którą składają się jeszcze dwa inne projekty: Amleto oraz Juliet and Romeo. Letters from the liquid world. We wszystkich częściach trylogii teksty Szekspira stają się pretekstem dla eksplorowania zakorzenionych w nich archetypów. Jak przyznają sami twórcy, Burza jawi się jako utwór najbardziej złożony spośród trzech Szekspirowskich historii. To w postaci Prospera łączą się cechy bohaterów innych dramatów stratfordczyka: Hamleta, Julii, Makbeta, Leara, Ryszarda i Brutusa. Munaro proponuje zagłębienie się w wielowarstwową tożsamość Prospera, odkrywając przy tym lęki, namiętności, żądze i egzystencjalne pytania, z którymi mierzymy się wszyscy. Jego Burza ma strukturę wielowarstwową – wnikając w nią, stajemy się uczestnikami seansu opowiadającego o nas samych. Uzyskanie takiego efektu staje się możliwe dzięki zastosowaniu formuły teatru environmentalnego. Widzowie wraz z aktorami przemieszczają się po pustej, pozbawionej scenografii scenie, współtworząc tym samym zmieniającą się nieustannie przestrzeń wyspy Prospera. W działaniach i krótkich monologach aktorskich rozpoznajemy strzępy Szekspirowskich bohaterów – ich słowa naznaczone zostają jednak współczesnym doświadczeniem i wrażliwością. Hamlet, Ofelia czy Otello stają się nam bliscy również za sprawą środków i metod komunikacji z widzem, po jakie sięgają aktorzy. Można w nich odnaleźć inspirację działaniami Richarda Schechnera i jego Performance Group – całkowicie zaciera się tu bowiem dystans między twórcami a odbiorcami przedstawienia, a tym samym również między fikcją a rzeczywistością. Aktorzy wybierają pojedynczych widzów – poprzez wspólne działania i interakcję wraz z nimi próbują budować iluzyjną strukturę wyspy. Uczestnicząc w spektaklu Teatro del Lemming, musimy otworzyć się na bezpośredni i bardzo intymny kontakt z aktorem. Bliskie spojrzenia, szepty, dotyk czy wykrzykiwanie partii tekstu twarzą w twarz stają się nieodzownym elementem budowania wspólnotowości aktorów i widzów. Wyspa Prospera w spektaklu Massima Munaro staje się tworem migrującym, to publiczność ma wpływ na jej ostateczny kształt.
Cała trylogia Szekspirowska Teatro del Lemming jest w zamierzeniu projektem pytającym również o istotę teatru – jego funkcje względem widza, zarówno indywidualnego, jak i kolektywnego. Zakładając wspólnotowość przestrzeni i doświadczenia, twórcy W. S. Tempest zwracają się w stronę teatru rytualnego, zastanawiając się nad jego sensem i zakresem oddziaływania. Czy teatr może być jeszcze źródłem metafizycznej przemiany? Z tym pytaniem Teatro del Lemming pozostawia widza – już nie obserwatora, lecz uczestnika i współ‑
twórcę spektaklu.
Jednym z najciekawszych – choć dostępnym jedynie niewielkiej grupie widzów – wydarzeniem tegorocznego festiwalu okazał się spektakl Alicja w Krainie Czarów Teatru A Part. Nowy projekt Marcina Hericha to teatralny eksperyment przeznaczony dla jednego widza. Spektakl zrealizowany został we współpracy z grupą Wojownicy Piękna – adeptami Studia Aktorskiego Teatru A Part. Za punkt wyjścia posłużyła słynna powieść Lewisa Carrolla oraz pewne wątki związane z biografią pisarza. Śladem tytułowej Alicji widzowie podróżują pojedynczo po zakamarkach krętego i mrocznego labiryntu, zaaranżowanego w teatralnym atelier Teatru A Part. Jego ścieżki wypełniają symboliczne przedmioty, których znaczenie powiązać można zarówno z literackim pierwowzorem, jak i z narosłymi wokół niego mitami i lekturą psychoanalityczną. Aby dotrzeć do kolejnych komnat, należy zatem przedrzeć się na przykład przez gąszcz dziewczęcych sukienek czy też kart do gry zwisających z sufitu. Początek wędrówki wyznacza spotkanie z Alicją (Monika Wachowicz) – dorosłą, nieco zlęknioną kobietą, która przekazuje widzom instrukcje dotyczące sposobu poruszania się po labiryncie. Zasada jest prosta: w każdym pomieszczeniu na widza czeka puste krzesło – właściwy seans rozpoczyna się z chwilą, kiedy podróżnik na nim zasiądzie. Podobnie jak powieścią Carrolla, labiryntem A Partu rządzi logika snu. Nie jest to jednak sen przyjemny – składają się na niego obrazy niepokojące, dwuznaczne, nierzadko bolesne. Przechodzenie przez kolejne komnaty przypomina proces zagłębiania się w najmroczniejsze pokłady ludzkiej nieświadomości – tego, co wyparte, wstydliwe, budzące wstręt. Właściwie w każdym pokoju czeka na nas tytułowa bohaterka, w jednym ze swoich wcieleń: dziewczynki, córki, matki, żony, kochanki, dziwki. Tym, co je łączy, jest zawieszenie w pewnej sferze zniewolenia, w obszarze dusznym i pozbawionym wyjścia. Namiastką upragnionej wolności jest moment, w którym Alicja Moniki Wachowicz wyprowadza widza poza krętą część labiryntu – z zawiązanymi oczami, prowadzeni przez aktorkę, niespodziewanie przenosimy się na zewnątrz, poza przestrzeń budynku. Możemy pooddychać świeżym powietrzem, usłyszeć odgłosy miasta, poczuć na skórze krople deszczu – po tej zmysłowej pauzie powrót do labiryntu wydaje się nieznośny i odpychający. Na szczęście dla nas – nie wracamy. Alicja wskazuje drogę do wyjścia, sama jednak pozostaje w labiryncie.
Fragment spektaklu Marcina Hericha, w którym z zasłoniętymi oczami przechodzimy przez kolejne ścieżki labiryntu, ma wiele wspólnego z projektem Nie mów nikomu Adama Ziajskiego, zrealizowanym w Centrum Rezydencji Teatralnej Scena Robocza w Poznaniu. W pierwszym przypadku na jakiś czas pozbawieni zostajemy zmysłu wzroku, w drugim zaś na cały czas trwania przedstawienia zakłócony zostaje nasz zmysł słuchu. Nie mów nikomu to spektakl z udziałem osób niesłyszących – według Ziajskiego jednej z najbardziej wykluczonych grup społecznych. Zanim właściwi bohaterowie tego spektaklu pojawią się na scenie, wkracza na nią sam Ziajski – z urządzeniem przypominającym antenę do odbioru sygnałów dźwiękowych. Przed wejściem na scenę widzowie otrzymują słuchawki ochronne – są one niezbędne, bowiem wydobywający się z głośników hałas narasta do granic wytrzymałości. Szybko orientujemy się, że antena służy reżyserowi do sterowania owym szumem. Kiedy już oswajamy się z hałaśliwym brzmieniem dźwięków, na scenie pojawia się piątka wykonawców – siadają na przygotowanych wcześniej krzesłach, by następnie kolejno przedstawić migowo swoje historie. Jesteśmy w stanie je zrozumieć dzięki tłumaczeniu symultanicznemu – napisom wyświetlanym na dużym ekranie zawieszonym ponad sceną.
W Nie mów nikomu nie ma teatralnej fikcji – zastąpiona zostaje realną obecnością narratorów oraz ich prywatnym doświadczeniem, którym dzielą się z widzami. Bohaterowie spektaklu opowiadają o codziennym życiu, pracy, problemach i miłości. Żadnej z tych historii nie możemy usłyszeć – pozostaje nam wpatrywanie się w ruchy rąk oraz objaśniające je napisy. Towarzyszące poszczególnym historiom szumy odzwierciedlają słuchową przestrzeń osoby niesłyszącej. Projekt Ziajskiego jest poruszający, ale nie melodramatyczny. Wskazuje na problem, jakim jest niemożność nawiązania komunikacji wykraczającej poza system znaczeń werbalnych. Dominacja jednego ze sposobów porozumiewania się odbywa się bowiem zawsze kosztem innego – spychając go na pozycję marginalną i skazując posługujące się nim osoby na izolację.
Wśród zaproszonych w tym roku zespołów nie zabrakło stałych bywalców festiwalu, jakimi są artyści Theaterlabor Bielefeld z Niemiec. Grupa Siegmara Schrödera wielokrotnie gościła już na katowickich scenach podczas poprzednich edycji A Partu. W tym roku przywieźli na Śląsk swą najnowszą produkcję No. 2, a zatem drugi spektakl nawiązujący do twórczości klasyków teatru absurdu. Ich pierwszą produkcją z tego cyklu było przedstawienie Absurdesque, zainspirowane Łysą śpiewaczką Eugene’a Ionesco i prezentowane w Katowicach w 2011 roku. Tym razem na warsztat wzięto Becketta, a właściwie jego jednoaktówki. Estetyki obu przedstawień są bardzo podobne – o ich dramaturgii decyduje zestaw wybranych motywów i fraz zaczerpniętych z tekstów absurdystów. Podlegają one licznym przetworzeniom i repetycjom. Choć słowo pozostaje ważnym składnikiem obu inscenizacji, to jednak dużą rolę odgrywa tu ruch oraz bardzo wyrazisty sposób operowania ciałem, gestem i mimiką. W No. 2 tło dla absurdalnych dialogów i aktorskich gagów tworzy ponadto eklektyczna scenografia (z obrazami w tle) oraz osobliwe rekwizytorium, na które składają się w dużej mierze obiekty typu ready-made, przypominające trochę „biedne przedmioty” z przedstawień Tadeusza Kantora. Teatralną iluzję zaburza ponadto pojawianie się komentatora-tłumacza, objaśniającego sens poszczególnych scen za pomocą nagrań pochodzących z internetowego translatora.
Z okazji przyjazdu do Katowic Theaterlabor Bielefeld wznowiono także ich wspólną produkcję z Teatrem A Part – powstałe w 2005 roku przedstawienie W dżungli historii. Variete. Spektakl zainspirowany został historią obecnej siedziby teatru Marcina Hericha – budynku, w którym w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku działało nieme kino, zaś w czasie II wojny światowej niemiecki „Kabarett” i piwiarnia „Künstlerspiele”. Kameralne widowisko osadzone zostało w klimacie przedwojennego kabaretu i uzupełnione elementami rewiowymi. Taniec, step, songi, muzyka na żywo, ruchowa improwizacja, makabryczny humor i nostalgiczna aura – to wszystko można odnaleźć w polsko-niemieckim variétés, które rozpoczyna się w kawiarnianej części atelier, a następnie przenosi na niewielką scenę. Sama kompozycja obrazów oraz sposób operowania światłem nawiązuje natomiast do drugiego rozdziału historii katowickiego budynku – środków zaczerpniętych rodem z pierwszych niemych filmów.
Dziesięciodniowe święto teatralnego offu zakończył plenerowy spektakl El Niño. Miłość w czasach niepokoju Teatru A Part – druga część Tryptyku egzystencjalnego Marcina Hericha. Spektakl został wznowiony specjalnie na potrzeby festiwalu i stanowił swego rodzaju pożegnanie z tytułem. Była to także jedyna tak duża i spektakularna propozycja 23. edycji Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Performatywnych A Part, którego program w tym roku skoncentrowany był wokół projektów kameralnych, laboratoryjnych, aranżowanych w niewielkich wnętrzach i nastawionych na bliską, intymną relację z widzem.
23. Międzynarodowy Festiwal Sztuk Performatywnych A Part, 2-11 czerwca 2017, Katowice